30.11.2024

Łódzki Nowy początek - z partnerem i ukochanym zwierzęciem

Nowy początek to odpowiedź na potrzeby młodych dorosłych doświadczających bezdomności, dla których ważne jest bycie z bliskimi np. osobami bez względu na płeć, stworzeniami z którymi są związani. 

Zdjęcie: Anna Grabarczyk

O wspieraniu młodych dorosłych doświadczających bezdomności, znaczeniu koedukacji i możliwości pobytu ze zwierzęciem opowiada Portalowi Najpierw Mieszkanie Anna Grabarczyk - koordynatorka Hostelu Osłonowego "Nowy Początek" w Łodzi, prezeska Fundacji Huśtawka, zastępczyni dyrektora ds. programowych Centrum Służby Rodzinie. Rozmowę prowadzi dr Małgorzata Kostrzyńska. Artykuł powstał w ramach projektu Fundacji Najpierw Mieszkanie Polska pt. "Najpierw mieszkanie - nowe rozwiązania kończące bezdomność" dofinansowanego ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego w latach 2024-2026.

Małgorzata Kostrzyńska: Wiosną tego roku powstał w Łodzi hostel dla osób doświadczających bezdomności, dwuprofilowy: dla tych, którzy chcą zmienić swoją sytuację, angażują się w tą zmianę i jednocześnie dla młodych dorosłych, czyli osób w kryzysie bezdomności w granicach wiekowych od 18 do 25/26 roku życia. Hostel jest koedukacyjny, zakłada też możliwość pobytu ze zwierzęciem. Trzy elementy: młody dorosły jako adresat, koedukacja i pobyt ze zwierzęciem stanowią kluczowe komponenty. Dlaczego?

Anna Grabarczyk: Jeżeli chodzi o młodych dorosłych, to nie mamy specjalistycznej placówki w ogóle, w Łodzi, jak i w wielu innych miejscach w Polsce. A jest to niezwykle specyficzna grupa osób w kryzysie bezdomności – w kontekście rozpoznawania kryzysu, pracy z nimi, budowania planu pomocy. Jeżeli chodzi o koedukację, to znowu patrząc na nasz rynek łódzki, ale też ogólnopolski, nie mieliśmy do tej pory placówki, gdzie mogłyby przebywać pary, które stają się osobami w kryzysie bezdomności albo będąc w nim wchodzą w związek. Nie mieliśmy też placówki, która przyjmie całe rodziny (mamę, tatę albo mamę i mamę, albo tatę i tatę razem z dziećmi). Do tej pory było tak, że jeżeli dochodziło do kryzysu, to rodziny, pary musiały zostać rozdzielone. Natomiast jeżeli chodzi o zwierzę, to z mam doświadczenie w pracy, np. z dziećmi, które doświadczyły kryzysu bezdomności i musiały wraz z mamą trafić do placówki, Konieczność oddania ukochanego zwierzęcia, prawdziwego przyjaciela była dla dziecka kolejnym traumatycznym zdarzeniem, które potęgowało i tak ogromny już lęk, obawę przed tym, co będzie. Zdarzały się również sytuacje, kiedy osoby nie mogąc zabrać zwierzęcia ze sobą na przykład do schroniska, wolały zostać na ulicy, nie wyobrażały sobie porzucić swojego przyjaciela.

A czy podobne doświadczenia miałaś, jeśli chodzi o pary, które się rozdzielały? Czy chcąc się nie rozdzielać poprzez trafienie do dwóch różnych placówek dla kobiet czy dla mężczyzn, wolały pozostać razem w przestrzeni publicznej?

Tak, oczywiście mam takie doświadczenie. Zdarzało mi się słyszeć: “jak musimy się rozdzielić to ja wolę zostać na tej ulicy, ale przynajmniej będziemy razem”. Czasem ze względu na brak możliwości bycia razem, osoby, czy to kobiety, czy mężczyźni, decydowały się pozostać na ulicy, w pustostanie, czy na klatce schodowej, byleby się nie rozdzielać. Rodziny z dziećmi również nie miały możliwości bycia razem w kryzysowej sytuacji. Nie było do tej pory w Łodzi ani w innych miastach takiego miejsca, do którego mogłyby się zgłosić. Oczywiście mamy placówki, w tym nowopowstałe, które zakładają koedukację. Nie polega ona jednak na tym, że para może przyjść i być razem w jednej przestrzeni, w jednym pokoju. Tylko są to oddzielne sale, w niektórych oddzielne piętra - dla kobiet i dla mężczyzn. Nie ma tej opcji, by być po prostu ze sobą, mieć namiastkę swojego miejsca, domu to może zbyt dużo powiedziane, ale tej bezpiecznej przestrzeni do życia.

Zdjęcie: Anna Hernik Fotografia

To jak koedukacyjność jest realizowana tutaj w hostelu?

Jeżeli chodzi o nasz hostel, przyjmujemy pary i rodziny, które mają możliwość zamieszkania w jednym, wspólnym pokoju. Rozmawiamy o motywacji do zmiany sytuacji życiowej, ale też realnych możliwościach, co mogą zrobić przez ten czas, czego potrzebują, czego się obawiają. Jeżeli chodzi na przykład o pary, to oczywiście budowany jest indywidualny plan aktywizacji społeczno-zawodowej dla każdego z partnerów, ale też pracujemy z nimi jako związkiem. Bierzemy pod uwagę ich potrzeby jako pary, która ma się ponownie usamodzielnić, wejść w swój nowy początek. Koedukacja u nas polega przede wszystkim na tym, że mają tą wspólną przestrzeń, wspólny pokój, który sobie razem urządzają, dostosowują do swoich potrzeb. Są razem i tak tworzą swoją namiastkę domu.

Jak długo mieszkańcy mogą tu przebywać?

Zależy nam na tym, żeby to był jak najkrótszy pobyt, bo taki był zamysł tej placówki. Zakładamy regulaminowo, że będzie trwał trzy miesiące. W rzeczywistości pobyty są przedłużane. Oczywiście każda decyzja podejmowana jest indywidualnie w oparciu o aktualną sytuację mieszkańca, realne potrzeby i możliwości. Maksymalnie można przebywać u nas półtora roku. Zależy nam na bardzo szeroko rozumianej aktywizacji społecznej. Podejmujemy szereg działań w pracy z mieszkańcem, a przede wszystkim motywujemy i wspieramy, aby to nie były bardzo długie pobyty. Te dłuższe pobyty, wynikają np. z oczekiwania na lokal albo realizację jakiegoś szkolenia, kursu mającego na celu aktywizację zawodową.

A co potem? Jakie już były do tej pory sytuacje?

To przeróżne historie. Mamy mieszkańców, którzy rzeczywiście wykorzystali czas u nas na pracę ze specjalistami, podjęli pracę, odłożyli pieniądze i wynajęli pokój, mieszkanie. Były osoby, które prosto od nas, gdzie mogły bezpiecznie być abstynentami, trafiały na terapię. Uważam, że to też był bardzo ważny czas dla nich, taka bezpieczna przestrzeń. Ale są też osoby, które po prostu opuściły ośrodek, wróciły na ulice, wróciły do uzależnienia. I chyba są to najtrudniejsze sytuacje w naszej pracy. Jednak zdajemy sobie sprawę, że może jeszcze to nie był właściwy moment dla tego człowieka, że jego motywacja nie była jeszcze wystarczająca.

Czy utrzymujecie kontakt z osobami, które opuszczają hostel z różnych powodów?

Jeżeli one sobie tego życzą, to jest ich decyzja, to jak najbardziej – w pełni szanujemy ich granice. Mieliśmy na przykład mamę z czwórką dzieci, która wynajęła niedaleko od nas mieszkanie. Będąc u nas zapisała dzieci do placówek – przedszkole i szkoła podstawowa, które są w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Jak odbiera dzieci to czasem nas odwiedza. Ja zawsze też tak sobie myślę o naszej pracy, że super, jeżeli ktoś chce nawiązać kontakt, go utrzymać. Mam takie doświadczenia jeszcze w pracy z Domu Samotnej Matki. Czasem okazuje się, że osoby, z którymi pracowałam kiedyś, które wyszły z kryzysu bezdomności, teraz są tymi, które nas w jakiś sposób wspierają. Zdarza się często tak, że jak widzę te osoby na ulicy, to się witają, chcą porozmawiać chwilę. Wychodzę również z założenie, że nie jest moją rolą przywiązywanie kogoś do siebie, uzależnianie w jakikolwiek sposób. Są osoby, które chcą tutaj być, bo znalazły się w takiej a nie innej sytuacji, chcą wykorzystać ten czas, ale po opuszczeniu ośrodka, po usamodzielnieniu nie chcą już do tego wracać. Może to był moment w ich życiu, kiedy były w ogromnym kryzysie, może sięgnęły swojego dna, ale znalazły bezpieczną przestrzeń. Miały możliwość rozpoczęcia swojego życia na nowo i chcą zamknąć tamten etap i to też jest ok. Jeżeli ktoś chce z nami nawiązywać kontakt, być w jakiejś relacji to jak najbardziej jesteśmy na to otwarci. Może potrzebuje wsparcia, rozmowy lub informacji, ale to zawsze musi być decyzja tego konkretnego człowieka.

Wspomniałaś o tym, że grupa młodych dorosłych jest specyficzną grupą wśród innych osób doświadczających bezdomności. Myślę, że – choć mówi się już coraz więcej – wciąż niewiele wiemy o młodych w bezdomności, ich potrzebach, skali. Jak widzisz tą specyfikę i potrzebę innego wspierania młodych?

Jeżeli chodzi o młodych dorosłych, w przeważającej większości trafiają do nas osoby, które miały w swojej historii życiowej pobyty w placówkach opiekuńczo-wychowawczych, w instytucjonalnej i rodzinnej pieczy zastępczej. Mamy kilka sytuacji, kiedy trafiają do nas młodzi ludzie, wydawałoby się z „normalnych” (oczywiście pojęcie normy jest względne) rodzin, gdzie nastąpiło całkowite zerwanie więzi albo te więzi są straszliwe, zagmatwane, nadwyrężone, oni są straszliwie poranieni. Wychodzę z założenia, że praca z człowiekiem to praca w oparciu o relację, profesjonalną, bliską relację. W kontekście młodych dorosłych ta relacja jest szczególnie istotna. W ich przypadku bardzo często nie możemy mówić o ponownym usamodzielnieniu, a po prostu o usamodzielnieniu, często pracy na podstawach, daniu możliwości nabycia podstawowych kompetencji do życia - organizacji życia domowego po załatwianie spraw w urzędzie. Bezdomność młodych jest niedoszacowana, jak cały problem bezdomności i realna skala innych problemów społecznych. W przypadku młodych osób, które doświadczają problemu bezdomności składa się na to wiele czynników, między innymi ich niewidoczność jako grupy w kryzysie. Oni w przestrzeni miejskiej są niewidzialni, bo bardzo często są dobrze ubrani, nie pachną brzydko, są w przestrzeniach galerii handlowych czy w restauracjach, a może w dyskotekach. Mają strategie radzenia sobie, które pozwalają im maskować bezdomność. Nie pasują do stereotypu osoby w kryzysie bezdomności, jaki niestety ciągle mamy utrwalony w społeczeństwie. A wyjście z tego stereotypu, spojrzenie szerzej na problem bezdomności pomogłoby nam jako społeczeństwu spojrzeć na ludzi, którzy go doświadczają z dużo większą empatią, świadomością i uważnością. Bezdomności w Polsce doświadczają też dzieci i młodzież. Zaczynamy już mówić o młodych dorosłych, ale pojawiają się już nastolatkowie, którzy są przed 18 rokiem życia, którzy albo już żyją w jakiś sposób na ulicy, bez stałego miejsca zamieszkania, albo zaczynają „eksperymentować” z bezdomnością. I znowu tutaj jest widoczna niezwykle silna korelacja z tymi więziami rodzinnymi - albo ich w ogóle nie było, albo zostały niezwykle nadwyrężone albo stało się coś, co je znacznie osłabiło. Bezdomność to nie jest świadomy wybór, to konsekwencja splotu wielu trudnych, często traumatycznych wydarzeń w życiu człowieka.

Jeśli mówisz o niewidzialności problemu to myślę, że ta niewidzialność młodzieży jest jeszcze większa.

Tak, to osoby, które mijamy i które też same nie identyfikują się jako osoby w kryzysie bezdomności, mają dużo technik zaradczych, no bo a to przenocuję u znajomego, a to przenocuję u koleżanki, a to pójdę na dyskotekę. Jest lato, no to można spędzić noc pod chmurką. I mamy takie doświadczenie, na przykładzie naszych młodych mieszkańców, którzy opowiadali, że jak było bardzo ciepło, to nocowali na kocu, nad wodą.

A jeśli patrzeć na bezdomność szeroko, inkluzywnie, zgodnie z coraz częściej szczęśliwie wykorzystywaną Europejską Typologią Bezdomności i Wykluczenia Mieszkaniowego ETHOS, to osoby pomieszkujące u znajomych to także osoby w kryzysie bezdomności.

Tak, musimy patrzeć szerzej. Tu nie chodzi o to, żebyśmy teraz nadmuchiwali problem, ale spojrzeli na niego realnie. Nie mówi się o prewencji, o profilaktyce bezdomności, a to jest kluczowe w rozwiązywaniu problemu bezdomności w ogóle. Bezdomności doświadczają też osoby, które pomieszkują w kilkanaście osób w małych przestrzeniach, gdzie nie są zachowane odpowiednie metraże. Ja od wielu lat pracuję z osobami uwikłanymi w przemoc, w jednym z raportów FEANTSY pojawia się już kwestia osób doznających przemocy domowej, szczególnie kobiet i dzieci. Przebywając w przestrzeni, która nie jest bezpieczna, żyją w chronicznym zagrożeniu, tak naprawdę nie mają domu, bezpiecznej, godnej przestrzeni do życia. W przypadku kobiet przemoc jest głównym powodem doświadczania bezdomności, a z drugiej strony też jedną z największych jej konsekwencji.

Aniu, gdy przychodzi młody człowiek do hostelu, jak wygląda praca z nim ?

Zaczynamy od tego, co spowodowało, że zdecydował się przyjść do nas, jaka jest jego motywacja. To jest kluczowe w naszej placówce - motywacja do zmiany swojej sytuacji. Jeżeli motywacja jest to zaczynamy rozmawiać jak ma wyglądać indywidualny plan aktywizacji społeczno-zawodowej. Jaki dana osoba ma na to pomysł? Czego potrzebuje do realizacji tego planu, kogo, jakich specjalistów? My wspieramy, motywujemy, kiedy brakuje sił. Ale najważniejsze, że to musi być jej plan, który my jakoś tam będziemy obrabiać, wspierać i współbudować. Oczywiście plan, wraz z pobytem naszego mieszkańca, ewoluuje, zmienia się. Czasem się okazuje, że to, co było na początku, w ogóle wykreślamy. Okazuje się, że to nie jest ten etap, że musimy zacząć czymś zupełnie innym, priorytetowym. Ale tym, co jest priorytetowe dla tej osoby, nie dla nas. My mamy wspierać jej plan, może go urealniać, ale tylko towarzyszymy.

Czy ten plan musi być jakoś bardzo rozbudowany? Czy planem tej osoby może być po prostu pierwszy, najbliższy, najważniejszy krok?

Czasem to są bardzo krótkie plany - rejestracja w PUP, umówienie wizyty u lekarza. Znowu charakter tego planu, liczba zadań, ich rozpiętość w czasie, intensywność będzie zależała od naszego mieszkańca. Jego możliwości, potrzeb, gotowości. Dla niektórych to będzie podjęcie pracy w tym pierwszym etapie, dla innego wsparcie psychologiczne, terapia itp. Znowu każdy z tych planów jest szyty na miarę i zbudowany w oparciu o diagnozę.

Wróciłabym na chwilę do sytuacji kobiet, o której już wspomniałaś parę razy. Znowu spytam o specyfikę. Czy czujesz, że praca z kobietami, czy przyczyny bezdomności kobiet są inne niż w przypadku mężczyzn? I ta praca powinna wyglądać nieco inaczej?

Tak, i to nie jest żadna nierówność, to nie jest żadna dyskryminacja mężczyzn. Uważam, że kwestia bezdomności kobiet i powodów, dlaczego stają się bezdomne i też czego doświadczają w bezdomności, jest skrajnie różna od tego, czego doświadczają mężczyźni. I tutaj nie chodzi o to, że ktoś ma gorzej, ktoś ma lepiej. Rzeczywiście mówimy o zupełnie innych problemach. Kwestia zwyczajnej biologii, menstruacji na ulicy, braku dostępu do środków higieny osobistej, do tego, żeby się umyć. Wyobraźmy sobie kobietę, która przechodzi menopauzę na ulicy, kiedy jej miesiączka po prostu szaleje. Ma na przykład ogromne krwawienie, a zwyczajnie nie ma gdzie się umyć. Mężczyzna nie będzie miał naturalnie tego problemu. Kolejną kwestią jest kwestia przemocy, o której już wspominałam. W przypadku kobiet ta przemoc jest bardzo, bardzo często powodem, który powoduje kryzys bezdomności i konsekwencją doświadczania bezdomności. Oczywiście są też uzależnienia, są też zaburzenia, choroby psychiczne. Kobiety są znacząco bardziej narażone na przemoc, na wszystkie jej rodzaje, a w szczególności przemoc seksualną czy fizyczną. Dlatego też w ramach strategii radzenia sobie, jakiejś obrony, stają się aseksualne, niewidzialne jako kobiety, np. obcinają włosy albo wiążą się tylko z jednym partnerem, żeby mieć jakąkolwiek ochronę i dalej są całkowicie zależne. Mężczyzna ma dużo większe możliwości poradzenia sobie, i nie wiem, czy to dobre słowo, ale tylko takie przychodzi mi do głowy, wydaje mi się, że jest bezpieczniejszy na ulicy niż kobieta. Można się ze mną nie zgadzać, natomiast z moich doświadczeń, też z historii kobiet, z którymi pracuję od wielu, wielu lat bardzo mocno wybrzmiewa ta szczególna sytuacji kobiet w kryzysie bezdomności. Myślę, że to ważne, by chociażby w kontekście budowania programów profilaktycznych należy pamiętać o ścisłym powiązaniu bezdomności kobiet i zjawiska przemocy wobec nich.

Na czym powinna skupiać się praca z kobietami? Oczywiście zależnie od potrzeb, ale jak to widzisz na przestrzeni swoich dotychczasowych doświadczeń? Nad czym często pracujecie z kobietami?

Nad niezależnością emocjonalną, nad tym, że kobieta może powiedzieć “nie”, że ma do tego prawo, że nie musi zgadzać się na wszystko, żeby na przykład być bezpieczną. Dla niej to jest zwyczajna technika: jeżeli będę podległa, no to przynajmniej ktoś mnie będzie chronił.

Stawianie granic.

Tak, stawianie granic, zachęcanie do szukania pomocy, pomimo ogromnego wstydu bardzo często. Bo nie zapominajmy też, że mamy ogromne stereotypy, co wypada kobiecie, a co wypada mężczyźnie. Rzeczywiście praca nad poczuciem własnej wartości i brakiem przymusu budowania go w oparciu o to, czy jestem z kimś, czy nie. I znowu, indywidualnie budujemy plan pracy, poruszamy kwestie zdrowotne, planujemy działania mające na celu aktywizację społeczną, ale też bardzo często rozmawiamy o \zwyczajnym zadbaniu o siebie - ufarbowaniu włosów, pomalowaniu paznokci, nowych ubraniach. Czasem wydaje się to prozaiczne, ale ma ogromną moc. Pamiętam, jak przyszła do nas para, doświadczali bezdomności ulicznej, aktualnie bardzo dobrze funkcjonują, podejmują działania na rzecz wyjścia z kryzysu. Do pakietu higienicznego na start, ta pani dostała farbę do włosów, bo akurat dostaliśmy od jakiegoś darczyńcy. Ona się wtedy popłakała, to było dla niej tak ważne. Oczywiście to nie była najważniejsza potrzeba. Ale zaopiekowanie się sobą, zrobienie czegoś dla siebie było dla niej bardzo ważne, bardzo motywujące do pracy nad swoim życiem i zmiany.

Opowiedz proszę o waszych walkach, takich codziennych tutaj w hostelu, co jest może nie tyle trudnością, ale jakimś wyzwaniem. Z czym się borykacie na co dzień?

To trudne pytanie, bo ja czasem się borykam z ogromną frustracją. Z takim poczuciem niemocy, odbijania się od ściany, walki z systemem, z głupimi zapisami w ustawie. Naszym zadaniem jest wspieranie osób, które chcą, które mają w sobie gotowość, chęć zmiany, gotowość do działania. Na co dzień spotykamy się z poranionym człowiekiem, kimś, kto w związku z wieloma sytuacjami życiowymi znalazł się w tym miejscu. Schronienie w naszej placówce znajdują bardzo młodzi ludzie, którzy z różnych względów nie mają relacji z rodziną. Jedna z naszych pierwszych mieszkanek, dziewczyna, nikt by nie powiedział, że jest osobą w kryzysie bezdomności. Wyglądała jak modelka. Piękna, wysoka, dobrze ubrana, zadbana, poszukująca pracy, ze straszliwym doświadczeniem przemocy domowej, przemocy ze strony partnera. Bardzo szybko się zaktywizowała. Potrzebowała czasu. Znalazła pracę i poszła dalej. To była jej walka z cierpieniem, z tymi ranami, które gdzieś są i wzmagają trud dnia codziennego. Trudne są te momenty, kiedy pracujemy, pracujemy, pracujemy, a uzależnienie jest silniejsze. I patrząc na nasz ośrodek, to rzeczywiście uzależnienie jest chyba największym problemem, którego nie są w stanie w niektórych momentach nasi mieszkańcy przezwyciężyć, mimo wsparcia terapeuty. Natomiast doświadczamy przeróżnych rzeczy. Mamy sytuację, kiedy przychodzi do nas tata z czterolatkiem, który został na ulicy, mama w trzecim miesiącu ciąży z 5 latką, którą partner po prostu wyrzucił. To są wychowankowie pieczy zastępczej, którzy się usamodzielniają z trudem, ale walczą o siebie. Chyba te wszystkie trudy naszych mieszkańców to są trudy naszej codzienności. Ich walka o siebie, ich walka o ich abstynencję, a czasem walka z samym sobą. Czy na przykład zadzwonię do mamy albo do taty, mimo tego, że nie dzwoniłem od lat. Wspieranie ich też jest czasem bardzo, bardzo trudne.

Wspierający też jest człowiekiem i też ma prawo do bardzo różnych swoich emocji.

Tak, o siebie też trzeba dbać. To chyba też jest profesjonalizm, żeby mieć świadomość swoich emocji, czasem bardzo trudnych.

Chciałabym zatrzymać się nie tylko przy tych trudnościach, a bardziej siłach, potencjałach, których tu doświadczacie, czy to jeśli chodzi o samą placówkę, czy jeśli chodzi o adresatów waszych działań, czy kadry. Co was uskrzydla?

Największym kapitałem są ci ludzie, to oni mają w sobie największe zasoby, chociaż czasem bardzo długo nam zajmuje, żeby sami je zobaczyli. Dla mnie oprócz dużych wydarzeń, które gdzieś z nimi planujemy, najbardziej motywujące jest doświadczanie codzienności - rozmowy w ich pokojach, jakieś wspólne aktywności. Takie zwyczajne bycie tu i teraz. To jest w ogóle patrzenie przez zasoby na drugiego człowieka w kryzysie. To chyba jest coś najważniejszego dla niego.

Ale to nie jest wcale takie oczywiste.

Absolutnie nie jest. Natomiast jeżeli chcemy, żeby to szło w realną pomoc, a nie protezy i pozory, to takie musi być. Czasem trzeba człowiekowi uświadomić, że ma zasoby i możliwości i one są w nim. My możemy je wspierać. Myślę, że też takim zasobem są dla mnie osoby, z którymi współpracuję i nasza wspólna przestrzeń. To jest zasób, że my tutaj naprawdę jesteśmy w przeróżnych godzinach w ich codzienności. Już się szykujemy na wspólną Wigilię. Relacje - to jest zasób!

To tak trochę pod włos spytam jak rozumieć otwieranie hostelu w kontekście bardzo licznych dyskusji na temat deinstytucjonalizacji.

To zależy jak rozumiemy proces deinstytucjonalizacji, bardzo trudnego i strasznego pojęcia dla wielu z naszego środowiska. Ja na pewno nie jestem radykałem, jeżeli chodzi o deinstytucjonalizację. Deinstytucjonalizacja to dla mnie oczywiście na przykład zmniejszenie liczby osób w ośrodkach, co jakby automatycznie przekłada się na możliwości podnoszenia standardów pracy z nimi, indywidualnego podejścia. To jest dla mnie na przykład, oprócz wielu innych rzeczy, które wchodzą w skład deinstytucjonalizacji, spojrzenie na poziom standardów, jakie oferujemy naszym odbiorcom, mieszkańcom, klientom, jakkolwiek będziemy ich określać. To, że myśląc o pracy z drugim człowiekiem będziemy starali się oddawać mu sprawstwo. Dla mnie w ogóle deinstytucjonalizacja to na pewno zwrócenie szczególnej uwagi na poszanowanie godności i granic, oddanie sprawstwa, upodmiotowienie człowieka, którego będziemy wspierać, a nie traktowanie naszego odbiorcy jako przedmiotu, który sobie poprzestawiamy i my dla niego ustalimy plan. Oczywiście fantastycznie byłoby, gdybyśmy mieli bardzo dużo mieszkań dla osób, które mają w sobie gotowość, motywację, zasoby i możliwości do skorzystania z takiej formy wsparcia. Żebyśmy myśląc o osobach starszych, mieli możliwości świadczenia usług na wysokim poziomie, nie wyrywając ich z przestrzeni, w których zamieszkiwali całe życie, jeżeli sytuacja tego nie wymaga. Żebyśmy tam, gdzie to będzie możliwe, oferowali usługi w środowisku, angażowali społeczności lokalne. Ale musimy zdawać sobie sprawę, że są osoby, które nigdy nie będą w stanie funkcjonować samodzielnie, że będą potrzebowały ciągłego, instytucjonalnego wsparcia. Deinstytucjonalizacja to nie jest zamknięcie wszystkich instytucji i zakładów, to nie jest możliwe. O deinstytucjonalizacji myślę, że to pójście w stronę podnoszenia standardów pracy, indywidualizacja podejścia do potrzeb odbiorcy naszych usług, działań pomocowych. Myślę, że to już jest proces, który w wielu środowiskach się dzieje od lat. My teraz oczywiście, w związku z obwarowaniami prawnymi, musimy iść w tym kierunku, ale myślę, że w wielu środowiskach ta deinstytucjonalizacja, czyli upodmiotowienie człowieka, już trwa od bardzo dawna. Uważam, że to jest bardzo dobry proces, ale będzie się wiązał z wieloma wyzwaniami.

Czyli to jest znowu podążanie za potrzebami bardzo różnymi osób w bardzo różnych sytuacjach, wysłuchanie tych potrzeb i umożliwienie dokonania wyboru z wachlarza dostępnych możliwości. Bo będą osoby gotowe być w środowisku i tam korzystać ze wsparcia, będą tego chciały. Ale będą ci, którzy będą potrzebowali więcej czasu i ci, którzy być może nie będą w stanie nigdy na tą samodzielność się zdecydować. Więc to jest chyba też kwestia wyboru i różnorodności.

Wyboru, ale też dobrej diagnozy. I znowu, patrzenie na zasoby, możliwości, ale też w przypadku niektórych na ograniczenia. Indywidualizacja podejścia, specyfiki podejmowanych działań pomocowych. Nasza placówka może przyjąć 40 osób w kryzysie bezdomności – o bardzo zróżnicowanych zasobach i potrzebach. Zarówno osób samotnych, jak i rodzin, par.

Czy otwarcie hostelu, o którym dzisiaj chyba przede wszystkim, ale nie tylko mówimy, to jest jakieś osobne działanie wspierające na terenie Łodzi, czy to jest element bardziej kompleksowego działania wielotorowego?

Myślę, że przede wszystkim pomysł hostelu, to, że w ogóle powstał, to jest ogromna praca Rady do spraw Rozwiązywania Problemu Bezdomności, działającej przy Prezydent Miasta Łodzi. To jest efekt bardzo wielu nieprzespanych nocy dla członków i przewodniczących Rady. Myślę, że to jest efekt myślenia o realnej pomocy, a nie o pozornym działaniu jakiejś protezy, którą trzeba gdzieś zrobić, żebyśmy mogli powiedzieć, że coś robimy. Jeżeli chodzi o Łódź to dzieje się tu bardzo, bardzo dużo dobrego. Oczywiście są pewne trudności wynikające z różnych rzeczy, ale nasz hostel rzeczywiście jest częścią większej całości działań pomocowych na mapie Łodzi. Bardzo ważna jest ta wymiana informacji, współpraca ze sobą i to, że działamy grupą, a grupa ma siłę. Myślę, że to jest kluczowe. I rzeczywiście, jeżeli patrząc na nasz teren, jesteśmy jednym z miast, które wyróżnia się w kontekście wprowadzenia Strategii Rozwiązywania Problemu Bezdomności i już realizacji zadań, które zostały w niej założone. Jest jeden z puzzli, które gdzieś układamy na naszym wspólnym obrazie - ważnym, ale też nie mogącym istnieć bez wsparcia innych organizacji działających na rzecz osób w kryzysie bezdomności.

Jesteś w Radzie koordynatorką Zespołu do spraw sieci współpracy. Powiedz proszę, dlaczego sieciowanie organizacji wspierających jest ważne?

Uwielbiam tą rolę i te spotkania, dlatego, że jestem zafascynowana tą współpracą. Organizacje pozarządowe zawsze w większości są chętne. Natomiast u nas w Radzie i w naszym zespole są przedstawiciele służb: policji, straży miejskiej, służby więziennej i są to osoby niezwykle zaangażowane, z którymi mamy naprawdę realne działania, wspierają nas w bardzo konkretnych inicjatywach na rzecz osób w kryzysie bezdomności. Zaraz ruszają patrole – przedstawiciele organizacji i wolontariusze oraz policja i straż miejska wspólnie docierają do osób w kryzysie bezdomności ulicznej, z ciepłą zupą, kocem, ale też rozmową czy informacją na temat miejsc, gdzie można szukać pomocy. Myślę, że to jest ogromna siła. Nasza współpraca, wymiana informacji, to realne działanie i ta chęć działania, bo bez chęci tych osób, które wchodzą w skład Rady i poszczególnych zespołów i ich woli do pracy, nic by tutaj się nam nie udało.

No właśnie powiedziałaś o woli, o chęci, o motywacji. A czego potrzebuje pomagający? Jak można pomóc pomagającemu?

To jest bardzo trudne pytanie. Czasem zwyczajnie trzeba zapytać, czy może chciałby się napić herbaty i trzeba mu zrobić tę herbatę. A tak szerzej, ja jestem entuzjastką zwyczajnej uważności i empatii. Bądźmy na siebie uważni, gdy każdego dnia spotykamy się z ludzkim cierpieniem, wspieramy w walce, czasem jesteśmy sfrustrowani, czasem strasznie źli to potrzebujemy po prostu rozmowy, tej chwili, tej uważności na nas. Miejmy w głowie, że to my i nasze słowa mogą w tym momencie komuś dać ukojenie, wesprzeć.

A chyba najpiękniej by było, gdyby ta pomoc nie była potrzebna. I tu wracam trochę do wywołanej przez ciebie prewencji i tego, że tak naprawdę albo jest niewystarczająca, mówiąc najdelikatniej, albo jej po prostu nie ma. Jak Ty to widzisz? Czego brakuje? Co powinno się zadziać, żeby pracy pomagającego było zwyczajnie mniej, by nie był potrzebny? To chyba zbyt idealistyczny scenariusz, ale przynajmniej w ograniczonym zakresie.

Rozmawianie już z dziećmi i młodzieżą o różnych problemach społecznych, uświadomienie im, że mogą szukać pomocy i gdzie mogą ją znaleźć, uwrażliwianie ich, uczenie empatii. Nauka gospodarowania domowym budżetem, szczególnie w przypadku dzieci wywodzących się ze środowisk wieloproblemowych, choć taka nauka przydałaby się chyba każdemu. Praca z młodymi ludźmi na wartościach, na zasobach, realne usamodzielnienie to jest bardzo, bardzo ważna kwestia. Szczególna praca z wychowankami pieczy zastępczej i ich procesem usamodzielnienia. Rozwiązania systemowe pozwalające na nawiązywanie kontaktu z osobami, u których pojawia się zadłużenie w opłatach za czynsz, diagnoza tego problemu, opracowanie planu pomocy na samym początku sytuacji kryzysowej. Uważam, że mądre rozwiązania - i pojawia się ich coraz więcej - dotyczące przeciwdziałania przemocy również będą chronić przed bezdomnością. No i myślę, że coś, czego chyba wszyscy pragniemy pracując w tej działce, mądra polityka społeczna, która widzi, jak ważne jest, żeby łączyła w sobie wszystkie aspekty. Bo dla mnie polityka społeczna musi patrzeć bardzo szeroko na wiele rozwiązań, czerpać z różnych dziedzin, z różnych obszarów, a także słuchać i praktyków, i naukowców. Tylko takie wspólne, holistyczne działanie łączące te wszystkie dziedziny i tych wszystkich specjalistów da możliwość budowania programów prawa, rozwiązań, które będą adekwatne, nie przestrzelone i dadzą możliwość realnej pomocy i rozwiązań, a nie, znowu użyję tego sformułowania, protez i pozorności.

Wracam na moment do wątku różnorodnych potrzeb i możliwości wyboru oraz możliwości pracy z osobami doświadczającymi uzależnienia od różnych substancji. Mówisz, że w hostelu to też jest dość duży problem. Pracujecie metoda abstynencyjną. Dużo mówi się o zapotrzebowaniu na pracę metodą redukcji szkód. To znowu rzecz o pozostawieniu możliwości wyboru. Nie każdy będzie mógł pracować w tej metodzie, nie każdy w tej. Jak Ty to widzisz? Jakie są rzeczywiście potrzeby i możliwości pracy w hostelu?

Uważam, że metoda redukcji szkód rzeczywiście ma sens w niektórych obszarach pracy. Myślę, że dla niektórych jest szansą na normalizację życia. Natomiast w kontekście pracy w takim ośrodku jak nasz nie widzę możliwości tolerowania spożywania i przebywania na terenie placówki pod wpływem alkoholu. Co więcej, to nasi mieszkańcy sami poprosili o intensyfikację badań alkomatem, tłumacząc, że dla nich bycie pod wpływem alkoholu innych mieszkańców może być wyzwalaczem, który spowoduje, że oni złamią swoją abstynencję i przegrają jakąś swoją walkę o trzeźwość. W kontekście naszej codziennej pracy, ze względu na bezpieczeństwo, widzę potrzebę całkowitej abstynencji.

Mówisz, że głównym powodem absolutnego przestrzegania abstynencji jest kwestia bezpieczeństwa, ale myślę sobie o tych osobach, które mogłyby być pod wpływem, niewyzerowane, ale nieagresywne, nie zagrażające innym, reagujące na konkretne, proste polecenia typu połóż się teraz do łóżka, odpocznij. Więc w zasadzie, jeśli nie jest agresywna, nie zagraża innym współmieszkańcom, to mogłaby w hostelu pozostać. Ale mówisz o potrzebie wyrażonej przez samych mieszkańców…

Tak, to była potrzeba społeczności. Brakuje nam placówek niskoprogowych, w których mogłyby przebywać takie osoby.

Niewyzerowane.

Niewyzerowane, niezagrażające, miejsca, gdzie mogłyby w godnych warunkach spędzić noc, mimo bycia pod wpływem. I tak naprawdę problemem nie są osoby z niskimi wynikami, które go rozchodzą i wrócą do placówki, bo pewnym czasie będzie wynik zerowy.

Aniu, kwestia słuchania głosu mieszkańców wybrzmiała wiele razy w twoich wypowiedziach. Dlaczego to jest ważne, dlaczego też, jak czuję, na to stawiacie?

Bo prawdziwe wysłuchanie i usłyszenie to podstawa budowania relacji i jakiegokolwiek planu pracy. Tylko w takiej sytuacji możemy podjąć adekwatne działania - dokonać diagnozy sytuacji, potrzeb i zasobów. Możemy wymyślać fantastyczne plany aktywizujące, które przepięknie będą wyglądać w statystykach, cudownie będą wyglądać na papierze, ale nie będą miały nic wspólnego z rzeczywistością, jeżeli nie będą oparte na uważności na osobę, którą wspieramy. To ma być jej plan, jej pomysł. To jej potrzeby i zasoby mamy wydobyć i zaopiekować. Jeżeli tak się nie stanie, to nie będzie realnej pomocy. Uważam, że dobra diagnoza, adekwatność i praca na zasobach daje możliwość realnych zmian.

I wtedy sprawstwo jest po właściwej stronie.

Dokładnie tak!

* Anna Grabarczyk: pracowniczka socjalna, trenerka umiejętności społecznych, ukończyła studia podyplomowe z zakresu interwencji kryzysowej i psychotraumatologii, jest absolwentką Studium Przeciwdziałania Przemocy Domowej I stopnia prowadzonego przez Stowarzyszenie na Rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia", prezeska Fundacji Huśtawka, zastępczyni dyrektora ds. programowych Centrum Służby Rodzinie w Łodzi, koordynatorka Hostelu Osłonowego "Nowy Początek" w Łodzi, interwentka i koordynatorka Regionalnego Interwencyjnego Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży Pogadajmytutaj prowadzonego przez Regionalne Centrum Polityki Społecznej w Łodzi, od kilkunastu lat pracuje z osobami uwikłanymi w przemoc oraz osobami w kryzysie bezdomności. Realizatorka licznych szkoleń z zakresu przeciwdziałania przemocy domowej oraz standardów ochrony małoletnich, interwencji kryzysowej.
* Małgorzata Kostrzyńska: dr nauk społecznych i pracowniczka Katedry Pedagogiki Społecznej i Resocjalizacji UŁ. Specjalizuje się w badaniach partycypacyjnych. Przeprowadziła wiele projektów badawczych, jednocześnie wspierających z osobami z doświadczeniem bezdomności (action research). Wiceprzewodnicząca Łódzkiej Rady ds. Rozwiązywania Bezdomności.
Redakcja: Magdalena Cieplik FNMP


Nasze projekty są finansowane ze środków publicznych przyznawanych w konkursach dla ngo. Jesteśmy doceniani. Jednak do każdego dofinansowania musimy dołożyć środki prywatne. Zazwyczaj jest to 10% kosztów całego projektu. Wesprzyj nas wpłacając dowolną kwotę na "wkład własny".

Wybierz kwotę