11.02.2025

Życie na ulicy jest dla młodych tragedią życia

Dominika Tworek

Jeśli będę kolejną osobą, która się wycofa, to jemu zostaną tylko używki lub, mówiąc brzydko, sznur - mówi Natalia Dziąg, łódzka streetworkerka pracująca z osobami z doświadczeniem bezdomności w rozmowie z Dominiką Tworek

Artykuł powstał w ramach projektu Fundacji Najpierw Mieszkanie Polska pt. "Najpierw mieszkanie - nowe rozwiązania kończące bezdomność" dofinansowanego ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego w latach 2024-2026 

Dominika Tworek: W naszej kulturze funkcjonuje pewien stereotypowy obraz osoby bezdomnej. To starszy, niechlujnie wyglądający mężczyzna z flaszką, pogardliwie nazywany „menelem”. Ty, jako streetworkerka, od lat pomagasz młodym w kryzysie bezdomności. Ciężko takie osoby rozpoznać, ponieważ ich wizerunek nijak ma się do tego stereotypowego?

Natalia Dziąg: To prawda, bardzo ciężko je poznać. Oczywiście są tacy, którzy pochodzą ze skrajnego ubóstwa i środowiskowo mają już pewne - brzydko powiem - naleciałości. O nich można pomyśleć, że są trochę zaniedbani. Chociaż nie zawsze pomyśli się, że chodzi właśnie o bezdomność. Ale duża część tych młodych ludzi po prostu dobrze wygląda. Mają spoko ciuchy, telefon, często słuchawki na uszach.

Nie da się stworzyć obrazka młodej osoby w kryzysie bezdomności?

Według mnie nie da się stworzyć takiego klarownego obrazu. Chociaż idąc ogólnie w charakterystykę, z moich obserwacji wynika, że często są to osoby, które albo już mają, albo powinny mieć jakiś stopień niepełnosprawności, chociażby umiarkowany. To ludzie, którzy mają pewne „deficyty intelektualne”, choć oczywiście funkcjonują sprawnie, tylko nie na takim optymalnym poziomie.

W grę wchodzą też uzależnienia?

Jeśli chodzi o młodych, nie jest to częste. Problem wymagający mocniejszych działań, być może terapii, obserwuję u nieco starszych osób, po 25. roku życia. 18-20-latkowie raczej go nie mają. Choć oczywiście zdarzają się wyjątki.

Młodzi „na ulicy” są natomiast dużo bardziej narażeni na to, że wpadną w jego sidła?

Myślę, że tak. O tym świadczy chociażby reakcja starszych w kontekście jednej 18-latki. Dziewczyna przyjechała do Łodzi, nie miała jeszcze dowodu osobistego, totalnie nie wiedziała dokąd pójść. Ktoś jej podpowiedział, żeby poszła do noclegowni. Była tam tydzień i panowie, którzy przebywają w tej noclegowni od miesięcy, zadzwonili do mnie i powiedzieli: „Natalia, weź ty coś z nią zrób, żeby ona nie wsiąknęła w nieodpowiednie towarzystwo”. Bardzo spodobała mi się ich zbiorowa odpowiedzialność. Byleby ją wyciągnąć. Oni sami wiedzą, jakie to niesie ryzyko. Ja też to ryzyko widzę.

Jakie są najczęstsze przyczyny tego, że taki 18-latek nie ma domu?

Dla mnie nie ma „najczęściej”, bo każda historia ma inne zmienne. Na przykład jest dziewczyna, która pół roku przed ukończeniem 18. roku życia trafiła do pogotowia opiekuńczego. Jej matka wyjechała pod Warszawę do drugiego partnera. Tam były totalne zaniedbania wychowawcze. No i ta dziewczyna została wówczas z ojcem, który stosował wobec niej przemoc, głównie psychiczną i ekonomiczną, choć fizyczną też. Kiedy zainterweniował pracownik socjalny, trafiła do pogotowia opiekuńczego. Ale później ojciec odzyskał do niej prawa. To było niedługo przed ukończeniem 18. roku życia, czyli systemowo należy jej się dużo mniejsza pomoc, niż gdyby została w pieczy do osiemnastki. A ona opuściła ten swój dom rodzinny po którejś z awantur. Pojechała nawet do matki, ale ta jej nie przyjęła.

Hasło „dysfunkcyjna rodzina” splata te wszystkie historie?

Tak, albo jakieś niezaopiekowanie w rodzinie. Jak wspomniałam wcześniej, często mówimy o osobach z jakąś niepełnosprawnością, z troszkę większymi potrzebami. Mam dziewczynę, która teraz akurat podnajmuje mieszkanie, ale uważam, że jest wysokie ryzyko, że znowu wróci - mówiąc brzydko - „na klatki”. Bo kolejny raz rzuciła się na wynajem czegoś, na co jej nie stać. To dziewczyna, która nie ma jeszcze diagnozy psychiatrycznej. Jest bardzo oporna w tym, żebyśmy chodziły do lekarzy. Myślę sobie, że może właśnie przez swoje trudności z funkcjonowaniem mogła być trudna w takim dopasowaniu się do zachowań pożądanych w rodzinie, dlatego miała z ojcem coraz więcej konfliktów. No i w wyniku tych konfliktów wyjechała do Holandii, później wróciła i trochę pomieszkiwała u znajomych. Ja poznałam ją, gdy spała na bałuckich klatkach.

Jak to się dzieje, że te osoby trafiają pod twoje skrzydła?

Najczęściej to działa na zasadzie, że ktoś powiedział takiej osobie: „Dzwoń do Natalii”. Albo ktoś do mnie pisze, że kogoś tam gdzieś spotkał. Ja po prostu jestem, a to się samo dzieje, płynie. Zdarza się, że to ja kogoś wyczaję na ulicy. Kiedyś, w czasie swojego patrolu jechałam rowerem, zobaczyłam grupę chłopaków i pomyślałam, że coś tu chyba jest na rzeczy. No i podjechałam na taką zwykłą bajerę. Okazało się, że doświadczają bezdomności. Dwóch z nich jest obecnie w ośrodkach. Z trzecim straciłam kontakt, on akurat był mocno uzależniony od narkotyków i umawialiśmy się, ale się nie pojawił.

Co jest najważniejsze w kontakcie z młodymi?

Oni bardzo potrzebują zaufania, relacji. Dużo zależy od tego czy po prostu „kliknie”. Wiadomo, że na początku jest trudność z zaufaniem, ale jak zobaczą, że „jesteś swoja”, to się powoli otwierają. Widzę też, że potrzebują takiego pozytywnego wzmacniania. I żeby ich nie opieprzać jak nie zrobili czegoś, na co się umówiliśmy. Że ktoś się spóźnił do urzędu pracy. Albo że poprosił, żebym poszła z nim do lekarza, a potem wystawił mnie raz czy drugi i tłumaczył: „Bo mi telefon padł”. Czasami wiem, że to ściema. Ale staram się być cierpliwa.

Czy pobłażliwość wobec nieodpowiedzialnych zachowań nie będzie jedynie pogłębiać problemu?

Mówimy o młodych, którzy w gruncie rzeczy nie mają już żadnego środowiskowego wsparcia. Czasami jestem jedyną osobą, która dobrze na nich patrzy. Z czułością, wrażliwością. Jest tak, że realizujemy coś raz – nie udało się, drugi raz – znów się nie udało, ale próbujemy jeszcze trzeci raz. Dla mnie ważne jest, że ten ktoś się i tak później odezwie. Bo jeśli ja będę kolejną osobą, która się wycofa, to jemu zostaną tylko używki albo – mówiąc brzydko – sznur. Jakby nie patrzeć, ci ludzie znaleźli się w jednej z najbardziej tragicznych sytuacji, jakich człowiek może doświadczać. Bo życie na ulicy jest tragedią życia. Dlatego uważam, że troszkę pobłażliwości tu potrzeba.

Streetworker musi być cierpliwy?

Czasami to jest też tak, że oni czegoś nie potrafią, bo nigdy nie byli tej odpowiedzialności nauczeni. Ja muszę być cierpliwa i pobłażliwa – wiedzieć, że jego intencją wcale nie jest olewanie mnie, tylko on po prostu mnie nie rozumie. Ostatnio trzy razy tłumaczyłam jednej dziewczynie dlaczego jest ważne, żebyśmy zrobiły orzeczenie o stopniu niepełnosprawności. Bo widzę jak ona funkcjonuje; że przez rok nie udało jej się utrzymać żadnej pracy dłużej niż na dwa dni. Ktoś mógłby powiedzieć, że uczę kombinatorstwa, tylko z drugiej strony ona naprawdę nie została wyposażona w wiedzę, dlaczego w jej sytuacji korzystnym będzie zarejestrować się w urzędzie pracy, mieć ubezpieczenie. No i ona dopiero za kolejnym razem zrozumiała o co w tym chodzi. Ale stało się tak dlatego, że nie „olałam tematu” i poświęciłam czas na ten proces.

Wspomniałaś, że bezdomność jest jedną z największych życiowych tragedii. Ci młodzi właśnie w ten sposób postrzegają swoją sytuację?

Jeśli pytasz o to, czy jak się spotykamy, to płaczą cały czas – nie, tak nie jest. Być może to, co teraz powiem, przybliży nas do myśli, że dla niektórych jest to styl życia. Ale ja bym nie chciała, żeby taki to miało wydźwięk.

Myślę na przykład o chłopaku z pustostanu. On tak sobie zorganizował życie, że ja czasami wręcz nie rozumiem jak to jest, że jemu to nie doskwiera. Ale on nauczył się tak żyć. Funkcjonuje jak każdy przeciętny człowiek, który normalnie żyje w mieszkaniu. A jednocześnie mieszka na tym pustostanie, w którym jest okropnie zimno. Nie ma prądu, nie ma wody. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie tam ktoś obcy. Tylko ten chłopak ma umiarkowany stopień niepełnosprawności. Ma przepisane leki psychiatryczne, ale ich nie bierze.

Inny chłopak z zespołem Aspergera, który przebywa w zniszczonej altance ogródkowej, wprost mi powiedział: „Bezdomność wcale nie jest taka fajna, ja już nie chcę być bezdomnym”. Jak go poznałam był niecały miesiąc na ulicy. Wtedy jeszcze w takiej fazie eksplorowania i survivalu: „Wow, to mi się udaje, wow, to sobie zorganizowałem. Tu jedzenie, tu buty sobie skołowałem. Jestem zdobywcą!”. Ale teraz on wprost mówi, że jemu to doskwiera. Wspomina pomidorową, kąpiel w wannie czy siedzenie przy biurku i komputerze.

Ci młodzi potrzebują przede wszystkim wsparcia psychologicznego?

Tu trzeba powiedzieć wprost, że jest bardzo trudno z tym, żeby młodzi rzeczywiście widzieli zasadność, żeby z takiej pomocy korzystać. Oni bardzo czerpią z kontaktu ze znaczącym dorosłym, któremu mogą się po prostu wygadać, który po prostu jest. Aczkolwiek ja uważam, że wsparcie psychologiczne jest ogromnie potrzebne – rękami i nogami bronię się przed tym, żeby wchodzić w rolę psychologa, bo to nie są moje kompetencje. Zawsze wysyłam ich na terapię.

Co myślisz o programie Najpierw mieszkanie?

Odpowiem słowami młodego chłopaka, który ma dość szeroką diagnozę psychiatryczną i zapytany o to czego by chciał w kontekście mieszkania treningowego, powiedział coś, co wpisuje się totalnie w model Housing First. Że on potrzebowałby osoby, która będzie go wspierać i pokaże mu trzy różne kierunki, ale on sam wybierze ten swój. A jak podejmie jakąś złą decyzję, to będzie obok niego osoba, która będzie mu doradzała.

Na coś kładłabyś szczególny nacisk, jeśli chodzi o młodych?

Dużym problemem jest, że oni strasznie nieadekwatnie do potrzeb i zbyt impulsywnie wydają swoje pieniądze. Dlatego wydaje mi się, że potrzebni są ludzie, którzy będą pomagać im w takich treningach budżetowych, czy szerzej – uczyć odpowiedzialności w dorosłości. Wiem, że w Housing First jest trochę taki komponent. Uważam, że to by mogło być dla nich dobrym wsparciem.

A masz jakąś krytyczną myśl co do samej metody?

Może nie krytyczną, ale myślę teraz o takim elemencie środowiskowym. Żeby te miejsca były tak wybierane, żeby zamiast stygmatyzacji za zasadzie „Ten to nic nie robi, a dostał za darmo” było po prostu lokalne wsparcie. Żeby zminimalizować ryzyko, że na przykład osoba, która ma trudność z alkoholem będzie dociskana przez sąsiadów, że jej się nie należy.

Natalia Dziąg: streetworkerka Stowarzyszenia Szczypta Dobra i założycielka grupy Niestereotypowi, dedykowanej młodym zagrożonym wykluczeniem społecznym.

Dominika Tworek: zajmuje się dziennikarstwem społecznym, jest wolnym strzelcem. Miejsca jej publikacji to obecnie między innymi tygodnik Polityka, tygodnik Przegląd, Gazeta Wyborcza, miesięcznik Znak, miesięcznik Sens. Psychologia czy portal “Holistic News”. Otrzymała wyróżnienie w konkursie dla dziennikarzy "Twarze Ubóstwa" w 2024 r.  

Nasze projekty są finansowane ze środków publicznych przyznawanych w konkursach dla ngo. Jesteśmy doceniani. Jednak do każdego dofinansowania musimy dołożyć środki prywatne. Zazwyczaj jest to 10% kosztów całego projektu. Wesprzyj nas wpłacając dowolną kwotę na "wkład własny"

Wybierz kwotę