12.01.2023

Tu jest elegancko!

Pan Sławek trafił do warszawskiego programu "Najpierw mieszkanie" po siedmiu latach pobytu w wilgotnej piwnicy. Jego historia to przykład na to, że bezdomność może dotknąć każdego.

Zimą na Syberii było minus 40, więc do mrozów jest przyzwyczajony. Siedem stopni na plusie w styczniu nie robi na nim wrażenia, dlatego siedzi w domu przy otwartym oknie. Na tę Syberię chciał jeszcze wrócić latem, żeby zobaczyć jak jest przy 40 na plusie, ale już nie pojechał. Był za to w wielu innych krajach. Najbardziej chyba podobało mu się w Gruzji (Tbilisi, tam to było pięknie) i w Budapeszcie na Węgrzech (Dunaj - wspaniały, góra Gellerta, piesze wycieczki), w Moskwie był na każdym z trzech lotnisk.

Życie w drodze

Montaże okien, szalunki, elewacje, podwieszane sufity, prace na kolei i dla tramwajów, wykończeniówka (malowanie, sztablatury) - choć z zawodu jest stolarzem (ma nawet papiery mistrzowskie, może pokazać), to w życiu nie bał się żadnej roboty. Lata spędzone na zagranicznych kontraktach wspomina z błyskiem w oku, ale dorobił się tylko chorego kręgosłupa. Kiedy zdrowie jeszcze dopisywało, między wyjazdami pomieszkiwał w hotelach robotniczych. A kiedy już trafiło się coś na dłużej - mieszkanie w starej kamienicy - szybko pojawił się właściciel budynku i pan Sławek znalazł się na lodzie.

- Wyrzucili mnie z mieszkania, nawet zameldowany nie byłem, chociaż płaciłem, do dzisiaj mam książeczkę opłat - opowiada. Zaczęła się tułaczka, zupki u bonifratrów, zbieranie puszek na ulicach. Zahaczył o schronisko dla bezdomnych (tłok, spanie na korytarzu, to nie dla niego), wreszcie ta piwnica w starym, częściowo zamieszkanym domu. On w tej piwnicy, z pieskiem, którym gdzieś po drodze się zaopiekował, a na poddaszu inny miłośnik zwierząt - z gromadką psów i kotów. Zaprzyjaźnili się.

- W tej piwnicy woda była, taka ogródkowa, że umyć się można, światło też było, ale ogrzewania już nie. Mury niby grube, przedwojenne, ale zimą jednak było zimno. No i ta wilgoć. Szczury. Piesek je łowił, prawie wszystkie wyłapał, tylko jeden mu uciekł - wspomina pan Sławek.

Cudów nie musi być

Pewnego razu ten sąsiad z poddasza dowiedział się o projekcie, w którym można dostać mieszkanie. Przyszły panie z fundacji obejrzały, jak pan Sławek mieszka, powiedziały, że ma szansę.

- Załapałem się, poszczęściło mi się - przyznaje.

Stażu pracy ma udokumentowanych 20 lat, reszta na śmieciówkach. Duże firmy były, ale zatrudniały na umowę zlecenie. Ostatnie lata to już na ryzyku jeździł na te kontrakty - przez kręgosłup zdarzały się i takie poranki, że sznurówek nie szło zawiązać. Problemy z równowagą, ostatnio nawet laska. Więc dał sobie spokój z tym jeżdżeniem, już jakieś 10 lat temu. A do wieku emerytalnego jeszcze trochę brakuje. Dlatego na razie na życie musi wystarczyć 719 zł zasiłku z OPS-u plus 50 zł na środki czystości. Karmę dla pieska dostanie, coś dla niego samego też się trafi - czy to z OPS-u, czy z fundacji. Na święta paczka była - puszki, makarony, takie rzeczy. Coś tam się dokupi, korpus jakiś, żeby zupę ugotować - cudów nie musi być. A kucharzyć lubi. Na szczęście ma ubezpieczenie zdrowotne, robi badania, niedawno zaćmę mu zoperowali w obu oczach. Do czytania może nie za bardzo, ale tak normalnie to widzi. Majsterkować jeszcze może.

- Stolik mi dali, półki poznajdowałem i odrestaurowałem. Ludzie są bogaci, wystawiają meble i tak się tu urządziłem - pokazuje ręką wokół siebie. - Remont sam zrobiłem, bo jak tu pierwszy raz wszedłem, to wyglądało, jakby ze dwa granaty wybuchły; nie wiem, kto tu wcześniej mieszkał.

Ściany na biało, na podłodze panele, skromnie ale porządnie. Za ten samodzielnie zrobiony remont przez rok nie musiał płacić czynszu. Ogólnie za pomoc jest bardzo wdzięczny - fundacja załatwiła lodówkę, pralkę. Ale z proponowanych zajęć nie korzysta - daleko, trzeba dojechać, a psa nie zostawi. To jego oczko w głowie - ma już osiem lat, ale energii mu nie brakuje - odżywiony, sierść błyszcząca, do szelek przytwierdzona adresatka. Szczepienia też ma, a niedawno coś mu się w łapkę stało i pan Sławek musiał z nim jeździć do weterynarza - pokazuje, jak śmiesznie jego mały przyjaciel wyglądał z tą zabandażowaną łapką.

Co więcej trzeba

Rano wstanie, wyjdzie z psem, wypije kawę. Jak jest ciepło, to pojedzie na działki, tam czasem ktoś ma coś do zrobienia - jakiś płotek naprawić, albo coś takiego, to parę złotych wpadnie. W sumie drobne prace mógłby jeszcze wykonywać, ale na stolarnię już go nie przyjmą, z tym kręgosłupem.

To co tu jest takie najlepsze, w tym mieszkaniu, co sprawia, że najbardziej czuć różnicę między dwoma etapami życia - tym piwnicznym siedmioletnim i tym obecnym?

- Najlepsze? Że jest elegancko! - uśmiecha się szeroko pan Sławek. - Co tu więcej trzeba? Znajomym zostało trochę płytek do łazienki, to mi przywiozą i się ułoży, tam, na ścianę - pokazuje. - Ja też kiedyś pomagałem - zamyśla się.

Po przeprowadzce nie zerwał starych kontaktów. Czasem odwiedzi go ktoś ze znajomych - były sąsiad z poddasza, pani, która działa w fundacji prozwierzęcej, kolega z dawnej pracy, który - jak się okazuje - mieszka niedaleko. Trochę ponad 20 metrów kwadratowych to niewiele, ale panu Sławkowi więcej nie trzeba. Pani z fundacji mówiła, żeby złożyć w urzędzie papiery, to można dostać dopłatę do mieszkania. Jeszcze nie był, ale musi pójść. Żeby jeszcze ta emerytura była - żyć nie umierać!

Byłem bezdomny - mówi o sobie, ale dziś, dzięki projektowi "Najpierw mieszkanie", jego życie nie różni się specjalnie od życia tysięcy innych warszawiaków. Może tylko tym, że bardziej docenia to, co dla innych jest oczywiste.

Imię bohatera tekstu zostało zmienione.

Wybierz kwotę