02.11.2024

Przygotowania do NM w Cieszynie - mimo mieszanych uczuć

Jędrzej Dudkiewicz

Mariusz Andrukiewicz prezes Fundacji „Być Razem” opowiada nam o swojej wieloletniej pracy i uczuciach wobec NM. Wspólnoty budowane przez osoby mieszkające razem w jednym domu są ważne.

Jędrzej Dudkiewicz: W jaki sposób zaczęło się wsparcie, którego udziela Pan i organizacje, z którymi Pan współpracuje osobom w kryzysie bezdomności?

Mariusz Andrukiewicz: W 2001 roku władze Miasta Cieszyna, nie radząc sobie z narastającym problemem bezdomności, zwróciły się do naszej organizacji – Stowarzyszenia Pomocy Wzajemnej „Być Razem” – z propozycją współpracy. Wówczas Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Cieszynie identyfikował około 200 osób w kryzysie bezdomności, ale zjawisko było znacząco większe. Trzeba dodać, że był to okres, w którym przygraniczny handel alkoholem rozwinął się na dużą skalę, w wyniku restrukturyzacji dużych cieszyńskich zakładów sporo osób straciło pracę, skala bezrobocia rosła, wiele osób ubożało, traciło mieszkanie i w konsekwencji czasami trafiało na ulicę. W Cieszynie funkcjonowały schronisko prowadzone przez MOPS i noclegownia, jednak wiele osób widziało nieskuteczność tych działań; szukano więc innych rozwiązań, które ograniczyłyby problem bezdomności. Nasza organizacja działała już od kilku lat i poważnie zastanawialiśmy się, czy chcemy oraz przede wszystkim czy potrafimy zająć się tym problemem. Wcześniej pracowaliśmy z dziećmi, młodzieżą, osobami doświadczającymi przemocy i innych kryzysów, nie pracowaliśmy jednak bezpośrednio z osobami bezdomnymi. Początkowo uznaliśmy, że nie mamy odpowiednich narzędzi i wiedzy by to robić. Towarzyszyło mi również przekonanie, że danie noclegu, podstawowego schronienia, posiłku, możliwości wykąpania się – jakkolwiek oczywiście ważne – w długofalowej perspektywie nie załatwią sprawy. Trochę intuicyjnie zacząłem szukać modelu, który gdzieś się sprawdził i dawałby szansę na wyjście z bezdomności.

Co czego Pan doszedł?

To był czas, kiedy rozmawiało się o ustawie o zatrudnieniu socjalnym – centrach integracji społecznej, spółdzielniach socjalnych i w ogóle o ekonomii społecznej. Opracowaliśmy taki program, którego nazwy się dziś trochę wstydzę – ośrodek mieszkalno-readaptacyjny dla osób uzależnionych od alkoholu, będących w trakcie lub po leczeniu odwykowym zamkniętym i pozostających bez dachu nad głową. Chodziło m.in. o to, żeby znaleźć jakiekolwiek środki finansowe na wsparcie osób bezdomnych. Skarbnik Miasta Cieszyna stwierdził, że jedynie na pracę z osobami uzależnionymi od alkoholu będzie można przeznaczyć jakieś pieniądze z gminnego programu profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych. Na wsparcie osób w kryzysie bezdomności nie było nic. Dlatego też założyliśmy, że osoba doświadczająca bezdomności jest często uzależniona, co się oczywiście wielokrotnie potwierdziło. Trochę naiwnie zakładałem, że miejsce, które szybko, interwencyjnie „załatwi” leczenie, pracę, mieszkanie umożliwi sukces i trwałą zmianę. Czas pokazał, że wychodzenie na tzw. „prostą” to często długi, skomplikowany i wielokrotnie obarczony ogromnymi trudnościami proces. Opisałem program takiego miejsca, który zakładał możliwość długotrwałego pobytu, połączonego ze wsparciem pracownika socjalnego, doradcy zawodowego, terapeuty uzależnień, psychologa itd. Kolejnym etapem miały być mieszkania, które dziś określa się jako chronione czy treningowe, a także warsztaty uczące podstawowych umiejętności zawodowych. Mam wrażenie, że brakowało w tej koncepcji myślenia o potrzebie działań wspólnotowych, wzajemnościowych.

Udało się?

Pamiętam, że zaprezentowałem ten projekt na spotkaniu zespołu ds. profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych przy Urzędzie Marszałkowskim, w którego skład wchodzili również trzeźwiejący alkoholicy. Mój pomysł spotkał się ze sporą krytyką. Usłyszałem znaną mi tezę, że alkoholik musi dotknąć dna lub czasami „dna w dnie” i dopiero wtedy jest szansa na zmianę. No tak – tylko czasami jest już za późno. Ponieważ jestem również terapeutą uzależnień i często w poradni leczenia uzależnień miałem do czynienia z osobami w kryzysie bezdomności pamiętałem, że niezwykle trudno było utrzymać z nimi stały kontakt, a uczestnictwo w grupie terapeutycznej, po której wracały na ulicę/melinę było praktycznie niemożliwe i prawie zawsze skazane na niepowodzenie. W związku z tym byłem coraz bardziej przekonany, że należy stworzyć miejsce, w którym człowiek będzie mógł się zatrzymać, zakorzenić, zacząć odbudowywać, tworzyć jakąś stabilną strukturę w tym „płynnym” świecie, w którym żyje.

Jak Pan to zrobił?

Szukając inspiracji trafiłem do Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka” z Poznania, i Szkoły im. H.Ch. Kofoeda w Kopenhadze. Odwiedzałem miejsca „Barki” pod Poznaniem, w Strzelcach Opolskich, dotarłem do Kopenhagi i przy współpracy z Barbarą i Tomaszem Sadowskimi uruchomiliśmy w Cieszynie pierwsze miejsce dla osób w kryzysie bezdomności, stworzone w starych halach pofabrycznych zakładów „Olza”. Zacząłem zapraszać w to puste, zimne i zniszczone miejsce ludzi, którzy nie mieli nic i wspólnie kształtowaliśmy naszą wspólnotę – od podstaw. Od rozmów o wszystkim, z czym przychodzili, budując zaufanie, wspólne zasady, podejmując odpowiedzialność za siebie wzajemnie, za miejsce itd. Wspólnie, przy wsparciu mieszkańców Cieszyna, lokalnych firm, organizacji pozarządowych, samorządu powstały pokoje mieszkalne, kuchnia, sanitariaty, później warsztat stolarski, ślusarski, rzemiosła artystycznego, krawiecki. W kolejnych latach uruchomiliśmy jeszcze dwa takie miejsca, którymi mieszkańcy wychodzący z kryzysu sami w pełni zarządzali. W międzyczasie podjęliśmy też współpracę z Zakładem Budynków Miejskich, który zgodził się, by osoby wychodzące z bezdomności, gotowe do wprowadzenia się do mieszkania socjalnego, dostawały do tego prawo poza kolejnością.

I jak się potoczyła ta współpraca z ZBM?

Pomysł się nie udał. Myślę, że przyczyn było kilka. Po pierwsze, stereotypy – brak akceptacji sąsiedztwa w bloku z osobą bezdomną. Po drugie, zbyt małe nasze zaangażowanie w pracę z taką osobą po opuszczeniu wspólnoty i usamodzielnieniu. Po trzecie, mimo wszystko niedocenianie siły nawyków związanych z życiem na ulicy i uzależnieniem. Dlatego też porzuciliśmy ten pomysł. Kilka lat później powstała Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem” i jej przedsiębiorstwo społeczne, w którym zaczęliśmy proponować zatrudnienie m.in. osobom wychodzącym z kryzysu bezdomności.

Co jeszcze robi Fundacja w związku z bezdomnością?

Trzy lata temu zdecydowaliśmy się wystartować w konkursie na prowadzenie placówek dla osób w kryzysie bezdomności w Bielsku-Białej. Przejęliśmy od samorządu istniejący system – dwa schroniska i noclegownię, włącznie z zatrudnionymi pracownikami. Było to trudne doświadczenie, m.in. ze względu na utrwalony model działania tych placówek, brak możliwości budowania zespołu „od podstaw”, pierwszy w naszej działalności kontakt ze związkami zawodowymi. Ostatecznie mogę powiedzieć, że to eksperyment raczej udany, większość pracowników pozytywnie ocenia przejście do pracy z samorządu do organizacji pozarządowej. Obecnie łącznie mamy pod opieką około 130 osób. Naszym celem jest wpływanie na zmianę w postrzeganiu miejsca zamieszkania, roszczeniowego podejścia w kierunku współdziałania, współpracy i współodpowiedzialności, aktywizacja zawodowa, reintegracja społeczna. Od momentu przejęcia przez nas tych miejsc mieszkańcy odpowiadają za utrzymanie porządku, koszenie, malowanie, sprzątanie etc. W piwnicy uruchomiliśmy mały warsztat stolarski, nawiązaliśmy współpracę z Centrum Integracji Społecznej, część osób udało się już wprowadzić na otwarty rynek pracy i usamodzielnić.

Zastanawia mnie jednak, co dzieje się z osobami, którym się nie udaje? Wypadają z tego procesu? Albo co z tymi, którzy nie są zainteresowani tego typu wsparciem? Czy w jakiś sposób staracie się jednak nawiązać z nimi relacje i spróbować pomóc w inny sposób?

To trudne pytanie. Mam wrażenie, że to jest trochę tak, jak z procesem przekazywania przez rodziców wartości, przekonań, wiedzy… Wierzę, że mimo dokonywania czasami bolesnych i trudnych wyborów coś zawsze pozostaje. Coś, do czego można się odwołać. Jeśli ktoś znika, odchodzi na ulicę – trudno. Szanuję ten wybór. Zawsze może wrócić. Wielokrotnie zadawałem sobie pytanie – co teraz będzie, jak sobie poradzi? Zdarzało mi się ponosić dramatyczne porażki, uczestniczyłem w wielu pogrzebach. Czując ten ciężar odpowiadam sobie wówczas – nie da się pomoc wszystkim.

Jakie są potrzeby, by wsparcie osób doświadczających bezdomności mogło być lepsze i bardziej kompleksowe?

Potrzebny jest krok związany z mieszkaniami dla osób wychodzących z bezdomności. Dlatego też przyglądam się ze szczególną uwagą w programowi Najpierw Mieszkanie. Urząd Marszałkowski w Katowicach w przyszłym roku ogłosi konkurs dla organizacji pozarządowych na wdrożenie właśnie takich rozwiązań. Prezydent Bielska-Białej i samorząd Cieszyna są otwarci na takie formy wsparcia, w Bielsku-Białej wytypowanych zostało już kilkanaście mieszkań, które trafiłyby do programu. Wymagają one gruntownego remontu, na który jesteśmy gotowi.

A co sądzi Pan o samej metodzie Najpierw Mieszkanie?

Szczerze – mam mieszane uczucia. Widzimy bowiem, że w tych wspólnotowych formach, które prowadziliśmy następuje odbudowywanie relacji, zawiązują się przyjaźnie, pojawia się często zaangażowanie w różnego rodzaju inicjatywy i współpraca z innymi ludźmi. W sytuacji gdy osoba w kryzysie bezdomności nie ma bliskich, wspólnota staje się dla niej swego rodzaju nową rodziną. Bezdomność, trochę jak uzależnienie, związana jest z ogromną samotnością, więc potrzeba budowania więzi jest niezwykle ważna. Dlatego wydaje mi się, że zwłaszcza na początku wspólnota daje większą szansę na wzajemne wsparcie. Samodzielne mieszkanie powinno być kolejnym etapem. Tak teraz to widzę, mając świadomość, że indywidualna, prywatna przestrzeń jest niezwykle ważna i potrzebna.

Co jednak z tymi, którzy są samotnikami? I czy wspólnota zawsze musi być w ramach wspólnego domu, czy da się ją stworzyć w ramach zlokalizowanych w pobliżu siebie kilku mieszkań?

Jak już wcześniej powiedziałem – nie da się pomóc wszystkim. Mam wrażenie, że w ostatnich 30 latach wiele się w Polsce zmieniło w obszarze pomocy osobom w kryzysie bezdomności. Jest wiele miejsc, placówek, ośrodków, działań streetworkingowych, organizacji pozarządowych, czy przedsiębiorstw społecznych służących wsparciem. Ważne aby działali w nich wrażliwi, gotowi na trudne wyzwania, zmotywowani i dobrze przygotowani merytorycznie ludzie. To czy ktoś, kto jest w kryzysie jest samotnikiem czy nie (nie wiem jak to do końca sprawdzić) nie powinno ostatecznie powodować kolejnej, instytucjonalnej formy wsparcia. To, co jest wydaje się wystarczające. Można istniejącą ofertę poszerzać, modyfikować, dopasowywać, uzupełniać… Ostatnio coraz częściej pojawiają się osoby w kryzysie bezdomności starsze, bardzo schorowane, niepełnosprawne lub uzależnione krzyżowo od leków, narkotyków/dopalaczy, alkoholu. Odpowiadając jednak wprost na pytanie uważam, że oczywiście można budować wspólnotowe relacje w ramach zlokalizowanych w pobliżu siebie kilku mieszkań jednak patrząc, jak trudno buduje się w Polsce wspólnotowe, wzajemne zaufanie jestem nieco sceptyczny.

W zasadzie przygotowujecie się do wprowadzenia metody Najpierw Mieszkanie w Bielsku-Białej. Jak to robicie, jak to wszystko wygląda i przebiega?

Na pewno jesteśmy mocno zbudowani otwartością samorządu na takie rozwiązania. W okresie ostatnich trzech lat organizacje pozarządowe wspierające osoby w kryzysie bezdomności w Bielsku-Białej zaczynają ze sobą coraz bardziej współpracować. Odbywają się regularne spotkania, w których biorą też udział pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Bardzo mnie cieszy, że podążamy w tym samym kierunku i nie ma między nami konkurencji, bo to jest najgorsze, co może się przydarzyć przy rozwiązywaniu jakiegoś problemu. Wdrażając program Najpierw Mieszkanie na pewno bardzo skorzystamy z tej współpracy. Przygotowujemy się do remontów lokali, które zostały przekazane do programu. No i czekamy, jak będzie on ostatecznie skonstruowany, bo nie do końca jest jeszcze jasne, czy część inwestycyjna będzie po stronie samorządu, a po stronie organizacji będą działania miękkie, czy będzie jakoś inaczej. Warto dodać, że rozmawiamy również z władzami Miasta Cieszyna, by również tutaj wystartował pilotaż programu Najpierw Mieszkanie. Jak więc widać – mimo wątpliwości – jestem gotów sprawdzić skuteczność takich rozwiązań.

Mariusz Andrukiewicz: Z wykształcenia polonista, pedagog, dziennikarz, terapeuta uzależnień. Od 1996 roku związany z sektorem organizacji pozarządowych. Współzakładał Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej „Być Razem” w Cieszynie, przez wiele lat był jego liderem i koordynatorem programów oraz placówek. Od 2007 roku Prezes Zarządu Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem”, prowadzącej wielobranżowe przedsiębiorstwo społeczne w Cieszynie.
Jędrzej Dudkiewicz: Dziennikarz, freelancer. Współpracuje z licznymi mediami, w tym Wysokimi Obcasami, portalem NGO.pl, Dziennikiem. Gazetą Prawną. Publikował lub publikuje również w Tygodniku Powszechnym, Miesięczniku Znak, Onecie, Newsweeku, Krytyce Politycznej. Zajmuje się głównie szeroko rozumianymi sprawami społecznymi.

Nasze projekty są finansowane ze środków publicznych przyznawanych w konkursach dla ngo. Jesteśmy doceniani. Jednak do każdego dofinansowania musimy dołożyć środki prywatne. Zazwyczaj jest to 10% kosztów całego projektu. Wesprzyj nas wpłacając dowolną kwotę na "wkład własny".

Wybierz kwotę