19.11.2025
Jakie zajęcia chciałyby wykonywać osoby doświadczające bezdomności? Czym się kierują pracodawcy? Odpowiada dr Małgorzata Kostrzyńska w rozmowie z Dominiką Tworek.
Dominika Tworek: Społecznie dominuje przeświadczenie, że „bezdomni powinni się wziąć do roboty”, a to — niczym za dotknięciem magicznej różdżki — rozwiąże ich wszystkie problemy.
dr Małgorzata Kostrzyńska: Rzeczywiście to przekonanie jest dość powszechne i wiąże się z innymi przejawami stereotypowego myślenia. Nie tylko na temat samego trwania w bezdomności, lecz także dróg, które do niej prowadzą. Mówi się, że ktoś na to zasłużył, że sam wybrał taką drogę, że jest leniwy i dlatego nie pójdzie do pracy, a przecież praca jest wszędzie i wystarczy tylko chcieć.
Bezdomność z wyboru jest mitem?
Absolutnie tak. Co prawda, w literaturze naukowej znajdziemy pozycje, mówiące zarówno o bezdomności z przymusu, jak i z wyboru. Ale jeśli zapytać osoby, które na co dzień pracują z osobami doświadczającymi bezdomności, każdy potwierdzi, że w teorii można o tym spekulować, lecz w praktyce bezdomność z wyboru nie istnieje.
Dlaczego?
Jeśli zapytamy człowieka doświadczającego bezdomności o czym marzy i czego najbardziej potrzebuje, okazuje się, że wszyscy przede wszystkim pragną dachu nad głową — poczucia bezpieczeństwa. Słowem: zakończenia swojej bezdomności. Gdyby trwanie w bezdomności było wyborem, takie wypowiedzi w ogóle by się nie pojawiały.
Niektóre sytuacje tylko na zewnątrz wyglądają jak decyzja?
Dokładnie. Pracowałam z mężczyzną, który wszedł na drogę bezdomności po poważnym konflikcie z żoną i bliskimi. Borykał się też z wieloma innymi problemami. On opowiadał, że miał „dwa grosze w kieszeni” i postanowił wyjść z domu — wyszedł na ulicę i tak już zostało. Można by więc zapytać, czy to była jego świadoma decyzja — przecież on „zadecydował” i „wybrał”. To jednak bardzo płytkie spojrzenie. Jeśli przyjrzymy się temu, co wydarzyło się wcześniej — nawarstwieniu trudności, brakom wsparcia i ograniczonym umiejętnościom radzenia sobie — okaże się, że to właśnie te czynniki doprowadziły go do sytuacji, w której ostatecznie musiał „trafić” na ulicę.
Freud uważał, że źródłem ludzkiego szczęścia są miłość i praca. Jakie znaczenie dla osób w kryzysie bezdomności ma posiadanie pracy?
Ogromne. Wykazuje to między innymi jakościowe badanie, które współrealizowałam z Julią Wygnańską z Fundacji Najpierw Mieszkanie Polska w 2023 roku na zlecenie Regionalnego Centrum Polityki Społecznej w Łodzi. Co istotne, o potrzeby pytano w nim osoby doświadczające bezdomności, czyli ekspertów przez doświadczenie. Oni bardzo jasno wskazywali, że praca jest podstawą — sposobem na realizację niemalże wszystkich innych potrzeb.
Jest traktowana nie tylko jako źródło pieniędzy, ale też bezpieczeństwa. Jest podstawą do zadbania o relacje, odnowienia kontaktu z rodziną, czy budowania własnej tożsamości, kiedy udowadniamy sobie i innym, że jesteśmy wartościowi. Praca zabezpiecza tę potrzebę szacunku i potrzebę samostanowienia, czyli bycia samowystarczalnym, niezależnym. Osoby doświadczające bezdomności bardzo jasno mówiły, że praca jest niezbędna do wyjścia z bezdomności.
Praca musi iść w parze z mieszkaniem? Wyobrażam sobie, że trudno chodzić do pracy, gdy się żyje na ulicy.
To było mocno podkreślane przez samych uczestników badania, którzy przez brak mieszkania — często zupełnie nieświadomie — wpadali w pewne błędne koło.
O jakiej pułapce mowa?
Brak mieszkania to brak możliwości odpoczynku, zadbania o siebie, swoją higienę. To z kolei utrudnia utrzymanie pracy. Bo w momencie, kiedy osoba nie może się po tej pracy zregenerować, następnego dnia trudno jej przyjść wypoczętą i wykonywać swoje zadania zgodnie z oczekiwaniami. Tracąc pracę w krótkim czasie, pozbawiona jest środków finansowych na utrzymanie mieszkania. I koło się zamyka.
Pamiętam współpracę z pewną kobietą, która zimą mieszkała w pustostanie. Znaleźliśmy jej pracę, o jakiej marzyła. Była przeszczęśliwa, że się tam dostała. Więc postanowiła się do niej odpowiednio przygotować — między innymi umyła włosy, bo chciała dobrze wyglądać. No i niestety do tej pracy rano już nie dotarła, bo obudziła się z dreszczami i gorączką. W pustostanie panowały minusowe temperatury.
Wydaje się, że takie sytuacje potwornie uderzają w poczucie własnej wartości.
Zdecydowanie. Doświadczenie nie utrzymania pracy potęguje poczucie beznadziei, bezradności, braku wpływu. Taka osoba tylko bardziej utwierdza się w przekonaniu, że w zasadzie nawet nie warto się starać, bo i tak wszelkie starania idą na marne. A im cięższy jest bagaż trudnych doświadczeń, tym trudniej jest ponownie zacząć się w coś angażować.
Jeżeli ktoś tkwił w kryzysie bezdomności całe lata, a nawet dekady, to znalezienie pracy nie dzieje się natychmiastowo?
Im dłużej osoba trwa w bezdomności, tym bardziej się do niej przyzwyczaja. Mówi się o zjawisku „wyuczonej bezradności”, a nawet o „zarażaniu bezdomnością”. Co jest szczególnie widoczne wśród osób przebywających w różnego rodzaju placówkach. Niejednokrotnie otaczają się one ludźmi, którzy również tkwią w tym stanie — często w marazmie, bezruchu, braku nadziei na zmianę. Nie chcę generalizować, bo bywa bardzo różnie, ale zdarza się, że osoby coraz bardziej „zadomawiają się” w bezdomności. Uczestnicy moich badań mówią wręcz, że „bezdomność w pewnym momencie ma się we krwi”.
To bardzo tożsamościowe.
Mówi się też o tym, że w bezdomność stosunkowo łatwo wejść, ale dużo trudniej jest z niej wyjść. Czasami ta bezdomność „wychodzi” z człowieka przez całe życie. To oznacza, że zmienianie swojego życia, w tym zdobycie i utrzymanie pracy staje się trudniejsze, ale ja cały czas mocno walczę o to, żeby pokazywać, że nie jest niemożliwe. Radzenie sobie z trudną sytuacją, mówiąc wprost — proces zdrowienia — jest możliwy na każdym etapie bycia w bezdomności. Bardzo sprzeciwiam się wszelkim próbom wewnętrznego „segregowania” osób doświadczających bezdomności — na tych, którzy „rokują” i tych, którzy „nie rokują”.
Okrutny podział.
I bardzo stygmatyzujący. Nigdy nie potrafię powiedzieć, nawet jeśli ktoś jest w bardzo ciężkiej sytuacji życiowej, że on „już nie rokuje”. To by oznaczało totalny brak wiary w drugiego człowieka. W sens naszej pracy z drugim człowiekiem.
Osoby bezdomne niezwykle często mierzą się z poważnymi traumami, kryzysem psychicznym.
Dokładnie. Nieraz, zwłaszcza na początku pracy, ich wiara i motywacja do działania są bardzo słabe — ale z czasem można je odbudować. Pomaga w tym praca nad poczuciem sprawczości i samostanowienia. Chodzi o to, żeby nie wyręczać tej osoby, a oddawać jej decyzje dotyczące własnego życia. Pracować także na jej zasobach — nie widzieć tylko trudności, ale dostrzegać siły i potencjał.
To wymaga dużego angażu ze strony osób wspierających?
Często na początku to właśnie specjalista, pracownik socjalny, streetworker, asystent czy inna osoba wspierająca ma więcej wiary i większą motywację niż sama osoba w kryzysie. Czasem musi „chcieć za dwóch”, żeby pociągnąć ją do góry. Oczywiście docelowo dążymy do tego, by to osoba doświadczająca trudności przejęła tę motywację, żeby to jej się „bardziej chciało”. Ale na początku bywa, że to my musimy zarazić ją działaniem. Bo gdybyśmy my sami nie mieli tej wiary i zaczęli się zastanawiać, „kto rokuje, a kto nie”, to cała nasza praca nie miałaby żadnego sensu.
W takim razie — jaka praca jest dla osób w kryzysie bezdomności odpowiednia?
To bardzo złożone pytanie. Zaczęłabym od punktu wyjścia — czyli od tego, co jest ważne dla nich. Przede wszystkim należy wsłuchać się w potrzeby, które sami wyrażają. Często na początku jest im trudno, bo mają obawy czy mają prawo czegoś potrzebować, o coś prosić, czy w ogóle zasługują na to, żeby mieć jakieś potrzeby. Ale kiedy to zostanie już przepracowane, zaczynają mówić. Wtedy warto spróbować towarzyszyć tej osobie, nie wskazując kierunku, ale idąc, w pewnym sensie, pół kroku za nią. Patrzeć, w którą stronę chce iść, co jest dla niej priorytetem, w czym czuje się dobrze.
Zapewne nie wszystkie osoby znają odpowiedzi na te pytania.
Oczywiście nie wszyscy — bo ile osób, tyle historii — ale jest spora grupa tych, którzy naprawdę wiedzą, czego chcą. Przecież oni jeszcze przed wejściem w ten kryzys bardzo często pracowali. Mają doświadczenie zawodowe. Niektórzy mają też jasno sprecyzowane, jakiej pracy by szukali, w czym czują się najlepiej.
Jakie problemy wiążą się z poszukiwaniem pracy przez osoby doświadczające bezdomności?
Problematyczne są na przykład relacje z urzędami pracy. Jest wiele osób, które były wręcz wielokrotnie doszkolone — mają różne kwalifikacje, certyfikaty — a mimo to wciąż nie mogą znaleźć zatrudnienia. Czyli mamy do czynienia z sytuacją, w której powstaje pewna grupa „wykształconych bezrobotnych”.
Dlaczego nie mogą znaleźć pracy?
Na przykład organizowane są różne kursy i szkolenia, które funkcjonują bez porozumienia z pracodawcą i wciąż nie zapewniają dalszej ścieżki zatrudnienia. Niestety w dużej mierze te szkolenia są przygotowywane masowo — dla wielu osób — z czego tylko nieliczni znajdują później zatrudnienie. Nie ma spójności z rynkiem pracy, nie wiadomo czy na daną pracę w ogóle będzie zapotrzebowanie. A przecież można by to zrobić inaczej: przygotować kurs dla niewielkiej grupy osób, ale taki, który odpowiada na konkretne zapotrzebowanie pracodawcy.
Pracodawcy wciąż obawiają się zatrudniać osoby doświadczające bezdomności?
Odczarowywanie mitu bezdomności wśród samych pracodawców, to kolejna ważna potrzeba. Wielu z nich boi się, że nie przyjdą do pracy, że coś zginie, że będą problemy. My cały czas patrzymy na osoby doświadczające bezdomności przez pryzmat różnych stereotypów. To z kolei prowadzi do zjawiska, które było bardzo widoczne w moich badaniach — dylematu: przyznawać się do bezdomności czy nie, kiedy ktoś stara się o pracę. Pojawia się obawa, czasem wynikająca z wcześniejszych negatywnych doświadczeń, że jeśli pracodawca dowie się o bezdomności, to zrezygnuje z zatrudnienia albo pojawi się jakaś forma stygmatyzacji czy dyskryminacji.
Jakich innych problemów dostarcza im rynek?
Niektórzy mówili też o różnicach w wynagrodzeniach — że osoby w kryzysie bezdomności, mimo iż wykonują tę samą pracę, w tym samym wymiarze czasu, zarabiają mniej niż pracownicy „domni”. Takie sytuacje się zdarzają. Ale — dla równowagi — trzeba też powiedzieć o tych pozytywnych przykładach. Bo są pracodawcy, którzy, dowiadując się o trudnym doświadczeniu osoby, którą zamierzają przyjąć do pracy, reagują wręcz odwrotnie. Wspierają ją, dbają o inne aspekty życia — na przykład pomagają w znalezieniu mieszkania, zapewniają jedzenie czy jakieś środki na przetrwanie. Takie historie są naprawdę bardzo budujące. Mimo to, wśród uczestników różnych badań pojawia się przekonanie, że bardzo trudno jest znaleźć stałą, legalną pracę.
Najczęściej to prace dorywcze, sezonowe — „na czarno”?
Albo praca w bardzo trudnych warunkach, często na nocne zmiany. Trzeba też pamiętać, że niektórzy podejmują takie zajęcia z powodu obciążeń komorniczych. Więc tych okoliczności utrudniających jest naprawdę dużo. Tu znowu warto wrócić do połączenia pracy z mieszkaniem. Aby pomyśleć o takim projektowaniu wsparcia, które będzie mądre, realne i rzeczywiście zmieniające sytuację życiową tych osób. Takie, w którym praca i mieszkanie są ze sobą nierozerwalnie powiązane.
Małgorzata Kostrzyńska: dr nauk społecznych i pracowniczka Katedry Pedagogiki Społecznej i Resocjalizacji UŁ. Specjalizuje się w badaniach partycypacyjnych. Przeprowadziła wiele projektów badawczych, jednocześnie wspierających, z osobami z doświadczeniem bezdomności (action research). Wiceprzewodnicząca Łódzkiej Rady ds. Rozwiązywania Problemu Bezdomności.
Dominika Tworek: zajmuje się dziennikarstwem społecznym, jest wolnym strzelcem. Miejsca jej publikacji to obecnie między innymi tygodnik Polityka, tygodnik Przegląd, Gazeta Wyborcza, miesięcznik Znak, miesięcznik Sens. Psychologia czy portal “Holistic News”. Otrzymała wyróżnienie w konkursie dla dziennikarzy "Twarze Ubóstwa" w 2024 r.
Artykuł powstał w ramach projektu Fundacji Najpierw Mieszkanie Polska pt. "Najpierw mieszkanie - nowe rozwiązania kończące bezdomność" dofinansowanego ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego w latach 2024-2026
Nasze projekty są finansowane ze środków publicznych przyznawanych w konkursach dla ngo. Jesteśmy doceniani. Jednak do każdego dofinansowania musimy dołożyć środki prywatne. Zazwyczaj jest to 10% kosztów całego projektu. Wesprzyj nas wpłacając dowolną kwotę na "wkład własny"