18.10.2025

Być pomostem i buforem

O pracy eksperta przez doświadczenie rozmawiamy z Arkadiuszem Nasińskim, zatrudnionym w gdańskim programie Po pierwsze DOM.

Dorota Bidzińska: Kto to jest ekspert przez doświadczenie?

Arkadiusz Nasiński: To osoba, która uporała się ze swoim kryzysem z sukcesem i korzystając z doświadczenia, jakie zdobyła w tym procesie, chce wspierać innych znajdujących się w podobnej sytuacji. Początkowo eksperci przez doświadczenie pracowali przede wszystkim w obszarze zdrowia psychicznego. Zauważono, że osoby w remisji dużo szybciej dochodzą do zdrowia, kiedy mają obok siebie kogoś, kto wie, z czym się mierzą, bo sam przez to przechodził. Asystenci zdrowienia, bo tak są ci eksperci nazywani, mają specjalne szkolenia, a kwalifikacje wymagane przy pełnieniu tego zawodu zostały jasno określone i wpisane do Zintegrowanego Rejestru Kwalifikacji.

A jak to wygląda w przypadku ekspertów przez doświadczenie z obszaru bezdomności?

Cały czas są pytania i wątpliwości dotyczące tego, jak ten zawód ma wyglądać. Kiedy trzy lata temu rozpoczynałem pracę jako ekspert w gdańskim programie PO pierwsze DOM, realizowanym przez Towarzystwo Pomocy im. Św. Brata Alberta, w umowie w zakresie obowiązków miałem wpisane tylko nawiązanie i utrzymanie relacji z uczestnikami projektu. Uczyłem się tej roli trochę po omacku. Nawet nie miałem kogo zapytać, jak mam pracować, bo w Polsce naprawdę niewiele osób wykonuję taką pracę. Obecnie jesteśmy w procesie rozmów i wypracowywania rozwiązań, projektowania szkoleń. To niezwykle ciekawe patrzeć, jak to się tworzy i być częścią tego procesu.

Jak to się stało, że został Pan ekspertem przez doświadczenie?

Moja historia jest o tyle dziwna, że początkowo byłem klientem oferty pomocowej Towarzystwa, a obecnie jestem jego pracownikiem. Można powiedzieć, że praca u Alberta była moim marzeniem. Jeszcze jak mieszkałem w ośrodku prowadzonym przez Towarzystwo, poradziłem już sobie z uzależnieniem i szukałem pracy, pojawiła się myśl, że fajnie byłoby pracować właśnie tutaj. Ale jak zobaczyłem wymagania, mina mi trochę zrzedła. Konieczne było wykształcenie wyższe kierunkowe, czyli z zakresu psychologii, pedagogiki, socjologii lub pracy socjalnej. Rozpocząłem studia na pedagogice. Byłem na drugim roku, kiedy odezwał się do mnie Piotr Olech, odpowiedzialny za program oparty o metodę Najpierw Mieszkanie. Chciał, żebym dołączył do zespołu jako ekspert przez doświadczenie. Byłem ogromnie zaskoczony, szczęśliwy, ale też towarzyszyła mi pewna doza lęku. Tak naprawdę to była moja pierwsza poważna praca po okresie 15 lat! Nie odpowiedziałem mu tego samego dnia, potrzebowałem czasu, żeby się z tym oswoić. Oddzwoniłem po trzech i powiedziałem „tak”. Spełniło się moje marzenie i to szybciej niż mogłem się spodziewać.

Jak wygląda Pana praca w praktyce?

Można powiedzieć, że jestem takim pomostem między kadrą a uczestnikami. Spotykam się z osobami, które korzystają z naszego wsparcia, rozmawiam z nimi. Oni traktują mnie trochę inaczej niż asystentki. Jestem „swój”. Granice na moim stanowisku są trochę luźniejsze niż w przypadku pozostałych pracowników. Mówimy sobie z uczestnikami po imieniu, niektórzy byli u mnie w mieszkaniu, mogą przy mnie przeklinać. Nieraz usłyszałem od nich: z tobą się inaczej gada niż z kadrą – tamci nie znają bezdomności. To oczywiście nie jest prawda. Znają, tylko nie z własnego doświadczenia. Rozumiem tę nieufność wobec pracowników, dobrze znam strach ludzi z ulicy. Jeśli ktoś przez wiele lat od otoczenia słyszał przede wszystkim: „Idź stąd! Śmierdzisz! To nie dla ciebie! Czego tu szukasz?!”, to nawet w najbardziej odpornym wywoła to jeśli nie traumę, to przynajmniej ograniczone zaufanie do świata.

Utkwiło mi w pamięci, jak raz zadzwonił do mnie uczestnik zły na jedną asystentkę. Był wściekły, rzucał mięchem. Rozmawialiśmy z godzinę, próbowałem mu tłumaczyć, że to, jak widzi daną sytuację, związane jest z jego uzależnieniem. Wiem, bo ja miałem tak samo. Na koniec rozmowy powiedział: „Dobrze, żeś mi to wyjaśnił. Teraz jestem spokojny i nie będę już zły na tą panią”. Rola eksperta to też bycie takim buforem między osobą w kryzysie a resztą świata.

Staram się często zabierać naszych uczestników do kawiarni albo na spacery po jakieś turystycznej części Gdańska. To ma kilka efektów. Pierwszy to oczywiście samo spotkanie. Widzą, że komuś na nich zależy, mogą się wygadać. A drugi to przełamanie lęku przed publicznymi miejscami, które często kojarzą się im z ostracyzmem, wykluczeniem. Dziś ci ludzie wyglądają inaczej niż dawniej, bo mają miejsce, gdzie mogą się wykąpać, wyprać ubrania, ogolić się, ale w ich głowach niewiele się zmieniło. Wychodzenie z bezdomności to proces.

Czy zrozumienie własnego procesu wychodzenia z bezdomności pomaga w pracy eksperta przez doświadczenie?

Powiem więcej, ekspert byłby do bani, gdyby tego nie zrozumiał. Ja nad tym, jak to wyglądało u mnie, zacząłem zastanawiać się dopiero na studiach, bo znajomi i wykładowcy podpytywali mnie: „Jak ci się udało?” Akurat to słowo „udało” nie jest do końca dobre. To była ciężka praca. W moim przypadku najpierw poradziłem sobie z uzależnieniem i wtedy pojawiło się w głowie miejsce, żeby zadbać o siebie, o swoje zdrowie, złożyć wniosek o mieszkanie socjalne. Były przy tym perypetie. Czekałem na lokal rok. Miesiąc przed terminem okazało się, że muszę wybrać inne mieszkanie, a ponieważ jest ono w stanie do remontu, będę na nie czekał jeszcze kolejne 18 miesięcy. Nie mogłem się z tym pogodzić. Jak to?! To ja mieszkam pięć i pół roku w ośrodku, odliczam każdy dzień i mam czekać jeszcze tyle czasu?! Na szczęście dzięki wsparciu i interwencji różnych osób, udało się to rozwiązać. Dzięki temu poradziłem sobie z bezdomnością, bo nie wiem, co by było dziś, gdybym wtedy musiał zostać w ośrodku. Stąd jestem zwolennikiem rozwiązań mieszkaniowych. Jeśli człowiek ma ten komfort, że ma mieszkanie, może zrobić sobie posiłek, jaki chce, wykąpać się, kiedy chce, pójść spać, kiedy chce, to wówczas w głowie robi się miejsce na inne rzeczy, jak zmiana swojej sytuacji, uregulowanie swoich spraw, praca, zdrowie, rozwój.

Czyli „najpierw mieszkanie”?

Widzę, że potrzebne są różne rozwiązania. Mieszkania pomagają, dają spokój w głowie. Tak rozumiem Housing First – najpierw dajmy ludziom ten spokój, a potem zajmijmy się całą resztą. Ale są też osoby, które deklarują, że potrzebują większego nadzoru, bo nie radzą sobie z różnymi sprawami: uzależnieniami, pilnowaniem regularnych płatności itd. i dla nich ośrodek jest dobry. Chodzi o to, żeby rozwiązań było jak najwięcej i każdy mógł skorzystać z tego, co dla niego ważne. W naszym programie mamy podejście indywidualne. W podejściu instytucjonalnym wszyscy, niezależnie od potrzeb i okoliczności, są wrzucani do jednego worka. Niby funkcjonuje coś takiego jak Indywidualny program wychodzenia z bezdomności, ale z reguły opiekun ma tak wielu klientów, że woli przygotować go bez czynnego udziału zainteresowanej osoby, od jednej sztancy i dlatego to nie działa. Borykamy się z problemem bezdomności w Polsce od lat i wniosek nasuwa się jeden: obecny system pomocy działa słabo.

Co według Pana jest najważniejsze w organizowaniu pomocy dla osób w kryzysie bezdomności?

Na początek zobaczmy w tym bezdomnym człowieka i traktujmy go tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani. Bo ta ponowna socjalizacja jest naprawdę trudna. Jak ja mam złożyć dokumenty do urzędu miasta albo znaleźć pracę, jeśli w głowie mam to, gdzie będę spał tej nocy albo co dziś zjem? To jest walka o przetrwanie, codzienna wojna o życie. Tego ludzie nie widzą. Dostrzegają tylko śmierdzącego brudasa, a nie to, że pod tym jest człowiek i jego bardzo smutna historia. Ważne też, żeby społeczeństwo zrozumiało, że w Housing First nie rozdajemy przywilejów, tylko ratujemy ludziom życie. Nasi uczestnicy to osoby z uzależnieniami i/lub chorobami psychicznymi. Tacy, którzy przez swoje problemy wypadli z systemu, nie są w stanie utrzymać się w mieszkaniach treningowych. Natomiast pomagacze powinni uczyć się słuchać, a nie tkwić w przekonaniu, że to oni zawsze wiedzą najlepiej.

Jak przyjęli pana jako eksperta inni pracownicy zatrudnieni w projekcie?

W naszym zespole są osoby o otwartych umysłach, więc tu większego kłopotu nie było. Po latach jedna z asystentek przyznała się, że początkowo była sceptycznie nastawiona do pomysłu zatrudnienia eksperta przez doświadczenie, ale teraz zmieniła zdanie. Przyjęto mnie z otwartymi rękami i na pewno nie czułem, że jestem gorszy. Co prawda później, jak coś mi się nie udawało, to włączały się takie kawałki z zaniżonego poczucia własnej wartości. Niestety uzależnienie i lata bezdomności nie sprzyjają temu, żeby człowiek czuł się ważny i dobry.

Ciekawsza sytuacja jest z kadrą ośrodka, w którym mieszkałem. Pracujemy w ramach jednej organizacji i przez to często się spotykamy. I o ile osoby, które od początku bardzo mnie wspierały, to są teraz moje koleżanki, to są też inni, którzy podchodzą do mnie raczej z dystansem.

Co osobiście daje panu udział w tym projekcie i rola eksperta przez doświadczenie?

Na pewno to, że zostałem na nowo zaakceptowany w tym zwykłym świecie i to dało mi dużo siły, wiary najpierw w ludzi, a potem w samego siebie. To jest super uczucie: być takim szarakiem, takim zwyklakiem, niczym się nie wyróżniać. Jeżdzę do pracy i wracam do mieszkania, w pracy bywam czasem zmęczony, ale mogę wziąć urlop. Jestem teraz zwykłym człowiekiem i bardzo to doceniam. Czuje się akceptowany, potrzebny. Ktoś mnie słucha, więc poniekąd czuję się też ważny. To buduje poczucie własnej wartości.

Z perspektywy czasu widzę, że doświadczenie bezdomności, ale też uzależnienia i niepełnosprawności, zrobiło ze mnie lepszego człowieka. Musiałem nagle wejść z buty kogoś, kim w przeszłości najbardziej gardziłem. To otworzyło mi oczy. Dużo łatwiej jest mi teraz znaleźć w sobie chęć pomocy innym.

Arkadiusz Nasiński: absolwent pedagogiki Akademii Ateneum w Gdańsku na kierunku terapia pedagogiczna z socjoterapią, z uprawnieniami pedagoga specjalnego. Pracuje w Towarzystwie Pomocy im. św. Brata Alberta jako ekspert przez doświadczenie w obszarach bezdomności oraz uzależnień. Certyfikowany trener umiejętności społecznych.
Dorota Bidzińska: dziennikarka i reporterka. Publikowała m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Przeglądzie”, „Gazecie Wyborczej”, „Znaku”. Interesuje się dziennikarstwem rozwiązań. Od ponad ośmiu lat wolontariuszka w stołówce dla potrzebujących, w tym osób w kryzysie bezdomności, prowadzonej przez Fundację Po pierwsze Człowiek w Krakowie.

Artykuł powstał w ramach projektu Fundacji Najpierw Mieszkanie Polska pt. "Najpierw mieszkanie - nowe rozwiązania kończące bezdomność" dofinansowanego ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego w latach 2024-2026

Nasze projekty są finansowane ze środków publicznych przyznawanych w konkursach dla ngo. Jesteśmy doceniani. Jednak do każdego dofinansowania musimy dołożyć środki prywatne. Zazwyczaj jest to 10% kosztów całego projektu. Wesprzyj nas wpłacając dowolną kwotę na "wkład własny"

Wybierz kwotę